Jak to się skończy?

Fot. Jacek Prondzynski - legia.com

Czytając dwie informacje miałem ochotę powiedzieć – a nie mówiłem? Nawet nie ochotę, ale prawo, by przypomnieć, co zauważyłem dużo wcześniej.

Okazuje się, że Lechia Gdańsk ma problem finansowy i musiała pożyczyć 1,7 miliona złotych na bieżącą działalność. Podobno dla niektórych informacja jest zaskoczeniem. Zależy dla kogo. Tak sytuacja została opisana w mediach (za: przegladsportowy.pl):

„Nie mając takiej pomocy, klub nie byłby w stanie wypłacać pensji piłkarzom bez niepokojących poślizgów. Pożyczka jest krótkoterminowa, a jej zabezpieczenie stanowi transza z praw telewizyjnych. Widać więc w tym wszystkim założenie, że to jakiś wyjątkowy zator, że pieniądze jednak się pojawią – kogoś można sprzedać, na kimś lub na czymś zarobić. Na razie jednak jest życie z kredytu”.

Czyli stało się coś, co w pewnym sensie przewidziałem, bo wyraźnie brakowało mi jednego z klocków w układance pt; „Projekt Lechia”. Dlatego już w lutym pytałem:

„Jak w Gdańsku spinają budżet? Bo kolejny raz ściągają piłkarzy za niemałe, jak na polskie warunki pieniądze. Jak to się skończy?”

Następnego dnia po przeczytaniu informacji o zaciągniętej pożyczce znalazłem następną. Lechia musi się wzmocnić. Może i musi, ale za co, skoro nie ma na bieżącą działalność. Czyli pytanie cały czas aktualne - jak to się skończy?

I drugi temat – próba zaklinania rzeczywistości przed rewanżem Legii z Astaną w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. W sytuacji jest trudnej, ale na pewno nie beznadziejnej. Zawsze w podobnych momentach trzeba znaleźć bohatera pomocnego w spełnieniu marzeń. Tym razem ma nim być Michał Kucharczyk.

Oto zawodnik, który może pociągnąć Legię do dwubramkowego zwycięstwa! To już nawet nie Kucharczyk, ale „Kuchy King”, do tego prawdziwy boiskowy kozak. I po co go było kiedyś obrażać, skoro teraz znów jest wielki?

Przypomnę, że przed dwoma laty jeden z redaktorów nazwał jego strzał w meczu Ligi Europejskiej z Ajaksem Amsterdam fatalnym. Zawodnik nie wytrzymał i odpalił:

„Sam jesteś fatalny”.

Stanąłem wtedy w jego obronie:

„Przychodzi taki mecz z Ajaksem i niektórzy mają pretensje do Kucharczyka, że nie jest, jakim według nich miał być. No, nie jest i nigdy nie będzie. Gra jak gra, najlepiej jak potrafi. Nie wymagajmy tylko, żeby grał tak, jak nie potrafi. Czy jest więc sens się nad nim znęcać? Może głównie po to, by leczyć własne frustracje?

Oczekiwania wobec solidnego piłkarza ligowego powinny być na miarę poziomu tej ligi. Czyli realizm zamiast fatalnego zauroczenia. Bo to drugie zawsze się kiedyś kończy fatalnym kacem”.

Po dwóch latach puenta aktualna. Życzę Legii, Kucharczykowi i wszystkim, którzy pokładają w nim tak wielkie nadzieje, by w czwartek nie musieli się leczyć z żadnego kaca.

▬ ▬ ● ▬