Jakie media, tacy eksperci

Fot. Trafnie.eu

Piotr Zieliński został wybrany przez UEFA najlepszym zawodnikiem meczu Ligi Mistrzów, co mnie bardzo cieszy. Nie sądzę jednak, by wszyscy byli zadowoleni.

Nie wiem, czy sądzę słusznie, ale takie odnoszę wrażenie. Zanim wyjaśnię dlaczego, najpierw wyjaśnię co działo się na stadionie San Siro w Mediolanie. Inter, z Polakiem w składzie, pokonał 1:0 RB Lipsk w piątej rundzie wspomnianych rozgrywek. Mecz oglądałem w telewizji i gdy się skończył nie musiałem czekać na ogłoszenie najlepszego zawodnika na boisku. Realizator kilka razy na zbliżeniach pokazywał Zielińskiego. Zadałem sam sobie pytanie – czy zasłużył? I nie miałem wątpliwości, że tak.

Jak to się mówi z żargonie, cały czas „był pod grą”. Czyli tam gdzie trzeba i kiedy trzeba. Umiejętnie rozdzielał piłki w drugiej linii zespołu gospodarzy, imponując przeglądem pola i celnymi podaniami. Choć podpadł mi po meczu z Portugalią, potrafię oddzielić to, co dzieje się na boisku, od tego, co poza nim, dlatego cieszę się, że na murawie szybko zrehabilitował się w moich oczach. A cieszę też dlatego, że od lat zauważam i podkreślam jego ogromny potencjał i już przed EURO 2016 apelowałem do ówczesnego selekcjonera Adama Nawałki:

„Zieliński jest kreatywnym pomocnikiem, którego piłka szuka, on jej zresztą też. Powinien stać się liderem reprezentacji, decydującym o jej obliczu w środku pola. Rozgrywający z prawdziwego zdarzenia, potrafiący przytrzymać piłkę kiedy trzeba, i zagrać ją błyskawicznie, gdy wymaga tego sytuacja, jest dla drużyny skarbem.

Zieliński taki potencjał z pewnością posiada. Gdyby nie posiadał, nie interesowałoby się nim tyle znanych europejskich klubów. Czegoś mu jednak ciągle w reprezentacji brakuje. Czego? Być może odpowiedź na to pytanie jest zadaniem domowym dla Nawałki, którego znalezienie może zadecydować o powodzeniu jego drużyny we Francji”.

Później zwracałem jeszcze uwagę, że jest stworzony do gry na środku pomocy, nie mogąc zrozumieć argumentacji różnych ekspertów starających się na wyścigi „wygadywać i wypisywać głupoty, próbując ustawiać go na innych pozycjach niż ta, do której jest stworzony”. I swoją grą Zieliński potwierdza słuszność moich uwag. Czyli jednocześnie ośmiesza tych, którzy przez lata pastwili się nad nim jak tylko mogli.

Pod tym względem niedościgniony pozostawał mój ulubiony ulubieniec Jan Tomaszewski. Staram się piętnować wygadywane przez niego głupoty, więc i tym razem nie mógłbym sobie podarować, by nie przypomnieć jego mądrości na temat Zielińskiego, za którym chyba wyjątkowo nie przepada. Jeszcze za czasów Nawałki twierdził (za: przegladsportowy.onet.pl):

„Widzę go w roli zmiennika, który wchodzi, gdy drużyna przegrywa, trzeba się odkryć, ryzykować, gonić wynik. I tylko w takim przypadku”.

Ale później, co nie jest żadną niespodzianką, zmienił zdanie (za: se.pl):

„Od czterech lat mówię, że Zieliński nie ma prawa grać w pomocy. Miejsce dla niego jest tuż za Lewandowskim. Mam nadzieję, że Brzęczek zabroni Zielińskiemu wbiegać na naszą połowę! On jest wspaniały jako rozgrywający, ale na połowie przeciwnika. Na własnej połowie jego gra to katastrofa, zagrożenie dla bramki Szczęsnego”.

Największą katastrofą jest, że pan Tomaszewski ciągle „robi za eksperta”. Ale jakie współczesne media, tacy eksperci…

▬ ▬ ● ▬