Korporacyjny dryl i (nie)prawdziwy Ronaldo

Fot. Trafnie.eu

W ostatnim tygodniu utkwiło mi w pamięci kilka ciekawych wypowiedzi. Jedne dają sporo do myślenia, drugie świadczą o dystansie do wykonywanego zawodu.

Pierwsza cytowana była już w poprzednim tekście, ale warto znów do niej wrócić, by dokonać nieco głębszej analizy. Autorem jest prezes PZPN Zbigniew Boniek. Tak zrelacjonował swoją ostatnią rozmowę z selekcjonerem reprezentacji Jerzym Brzęczkiem:

„Powiedziałem Jurkowi: na pewne rzeczy, które mogłeś robić jesienią, wiosną, my, jako właściciele drużyny, ci nie pozwolimy”.

Naiwni wszyscy (o ile tacy byli?), którzy myśleli, że Brzęczek został wybrany wyłącznie dlatego, że uznano go za najlepszego kandydata na wspomniane stanowisko. Może i za najlepszego, ale pod warunkiem spełnienia jednego ważnego warunku. Wspomniałem o tym zaraz po jego nominacji w lipcu:

„Na pewno selekcjonerem za kadencji Bońka nie mógłby być ktoś zbyt niezależny. Dlatego pojawiająca się (kiedyś, nie ostatnio) na przykład kandydatura Dariusza Wdowczyka nie miała żadnych szans”.

Chciałbym jeszcze zwrócił uwagę na pozornie nieistotny szczegół w wypowiedzi pana prezesa. Jest nim określenie „właściciele drużyny”. Nie przypominam sobie, by poprzedni szefowie związku, albo innych federacji, kiedykolwiek używali podobnego słownictwa.

PZPN nie jest żadnym właścicielem drużyny. Można rozpatrywać ją w różnych kontekstach marketingowych (prawo do używania znaku towarowego, logo, marki itp., itd.), ale określenie „właściciel drużyny” stanowi lekkie przegięcie. Chyba panu prezesowi korporacyjny dryl pomieszał się z potocznym językiem.

Teraz jego inny podwładny Czesław Michniewicz. Osiągnął we wtorek wynik, na który nikt nie liczył. Po wyeliminowaniu faworyzowanej Portugalii nerwy puściły, więc mógł dać próbkę swojego poczucia humoru twierdząc, że o przeciwniku wiedział wszystko:

„Prześwietliłem ich do siódmego pokolenia, od miesiąca zasypiałem i budziłem się myśląc o Portugalii”.        

Warto by jeszcze przybitym Portugalczykom podesłać chociaż na pocieszenie drzewa genealogiczne, które przy tej okazji powstały. Może powstaną kolejne, bo Michniewicz w piątek poznał rywali w finałach przyszłorocznych młodzieżowych mistrzostw Europy, będących także eliminacjami olimpijskimi. I tak na to patrzy:

„Teraz nie mamy wyjścia: powalczymy o awans na igrzyska. Chciałbym spotkać się tam z Maćkiem Skorżą, który prowadzi olimpijską kadrę Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Siedzieliśmy kiedyś przy jednym biurku we Wronkach, jako pracownicy Amiki, i on zawsze mówił, że marzy o udziale w igrzyskach olimpijskich. No to może za rok się spotkamy? Dwóch polskich trenerów na igrzyskach – to byłaby piękna sprawa, ale to tak odległe”.

Skorża akurat udzielił wywiadu, z którego jedno zdanie nie pozostawia złudzeń jaką rolę w piłkarskim świecie mają do odegrania osoby wykonujące ten zawód:

„Znajomy profesor powiedział mi kiedyś, że trener może sobie wybrać drużynę tak, jak drzewo ogrodnika”.

I na koniec trochę wielkiej piłki. Były brazylijski gwiazdor Roberto Carlos zapytany o zawodników imponujących mu wyszkoleniem technicznym, wymienił między innymi tych:

„David Beckham, Zinedine Zidane czy Ronaldo w Realu, ale ten prawdziwy. Fenomeno”.

Czy znajdzie się chętny, który przekaże powyższą opinię nieprawdziwemu (Cristiano) Ronaldo?

Cytaty pochodzą z: „Gazeta Wyborcza” i przegladsportowy.pl.

▬ ▬ ● ▬