Kto kogo ośmieszył?

Gdy skończył się mecz z Włochami, od razu zacząłem się zastanawiać, czy znów zacznie się zwalnianie Brzęczka? Choć było to raczej pytanie retoryczne.

Występ polskiej reprezentacji w Reggio Emilia został wciśnięty gdzieś pomiędzy katastrofę i koniec świata. Przyznać muszę, że za mocny nie był. W porównaniu z nim pierwszy mecz w drugiej edycji Ligi Narodów, z Holandią w Amsterdamie, uznać trzeba za naprawdę całkiem przyzwoite widowisko. Choć oceniony został dokładnie tak samo.

Płynie z tego prosty wniosek, że w ciągu dwóch miesięcy z kawałkiem oczekiwania wobec drużyny musiały wzrosnąć. Bo gdyby nie wzrosły, mając w pamięci wydarzenia ze stadionu w Amsterdamie, oceny pewnie nie byłyby tak surowe.

Kamil Glik w wywiadzie dla TVP Sport udzielonym zaraz po meczu dał przykład pompowania nastrojów, zgodnie z którymi reprezentacja Polski miała nawet wygrać Ligę Narodów. Nie wiem kto mógł takie oczekiwania sformułować, ale biorąc pod uwagę, że papier i klawiatura komputera wszystko przyjmie, jestem skłonny uwierzyć, że czyjaś wyobraźnia rzeczywiście nie zna granic.

W zupełnie inny sposób wypowiedział się Robert Lewandowski. W jego przypadku mniejsze znaczenia miały słowa, a większe cisza. Doprecyzuję - wymowne parosekundowe milczenie przed udzieleniem odpowiedzi na pytanie o plan i wskazówki trenera na mecz. Zostało to ocenione jednoznacznie - gwiazda reprezentacji ośmieszyła selekcjonera czy wręcz już go zwolniła. Właściwie kwestią czasu powinno być tylko klepnięcie tej decyzji przez PZPN.

Oczywiście Lewandowski wie z całą pewnością lepiej ode mnie co mówiono w szatni przed meczem, czego nie mówiono, a co robiono później na boisku. Słuchając go odniosłem jednak dziwne wrażenie, że mówił jakby sam w tym meczu nie grał, jakby nie był liderem i jednocześnie ikoną drużyny. W porównaniu choćby z wściekłym Glikiem, wypowiadającym się z całą pewnością jako ktoś „ze środka”.

Choć reprezentacja wypadła w Reggio Emilia fatalnie i praktycznie, jak zauważył Lewandowski, nic nie funkcjonowało jak powinno, cały czas uważam, że oczekiwania wobec niej są niemożliwe do spełnienia i to jest największy problem. Problem, na który dość jednoznacznie zwrócił też uwagę właśnie Glik (za: onet.pl):

„Zostaliśmy sprowadzeni na ziemię. Nie jesteśmy drużyną tej jakości co Hiszpania, Francja, Niemcy czy Włochy. Przy dobrym dniu jesteśmy w stanie napsuć krwi najlepszym. Dziś się nie udało. Może dobrze, że trochę lodu spadło na gorące głowy”.

Są niestety odporni na lód, na dodatek z poważnymi zburzeniami pamięci. Tu bezkonkurencyjny pozostaje mój ulubiony ulubieniec. Po meczu z Włochami Jan Tomaszewski ponownie stwierdził (za: wp.pl):

„Uważam, że mecz z Holandią powinien być decydujący dla przyszłości Jurka Brzęczka. Ja go popierałem przy wyborze, natomiast okazuje się, że to są chyba dla niego za wysokie progi”.

Zwalniać chciał go już przecież wcześniej, ale zaledwie przed miesiącem, po meczu z Bośnią i Hercegowiną, zawyrokował:

„To był doskonały mecz. To jest wynik tego, o czym zawsze mówiłem. Brzęczek w ostatnich pięciu meczach grał jednym systemem 4-4-1-1. Dokonywał zmian, co jest bardzo ważne, jeden za jednego. Dzisiaj była płynność, arytmia gry, było dosłownie wszystko, ale do 70. minuty. Ta drużyna dzisiaj pokazała, że możemy naprawdę zdobyć pierwsze miejsce i zagrać w Final Four. To mi się podoba. Nie ma żadnych eksperymentów i brawa dla Jurka”.

Zagrać w Final Four, to chyba w cymbergaja... Bądźmy sprawiedliwi - jak mamy wymagać czegokolwiek od piłkarzy reprezentacji, skoro w mediach oceniają ich ludzie „robiący za ekspertów”, mający takie pojęcie o piłce?

▬ ▬ ● ▬