Kto komu pomógł, kto jeszcze pomoże?

Fot. Trafnie.eu

Nie milkną echa piątkowych wyborów na prezesa PZPN. Okazało się, że ich zwycięzca ma wyjątkowo krótką pamięć. Niestety dla niego inni mają lepszą.

Zbigniew Boniek z typową dla siebie elegancją i skromnością skomentował wyniki wyborów. Oczywiście także w ulubiony sposób, czyli za pośrednictwem Twittera:

„Specjalne ukłony dla CK i RM,nikt w zyciu mi tak nie pomógł,grazie"

Buta i arogancja pozostają więc jego znakiem firmowym. No i chęć rewanżu na doradcach Józefa Wojciechowskiego. Szczególnie na tym kryjącym się pod inicjałami CK, czyli Cezarym Kucharskim. Bo zbyt wielkiego sensu jego słowa nie mają.

Po pierwsze, sam był kiedyś wyjątkowo kiepskim doradcą Wojciechowskiego. Polecił mu do Polonii Warszawa albańskiego piłkarza Edgara Çaniego. Tak jego rolę w transferze opisał Wojciechowski (za: futbolnews.pl):

„Nie chcę ani zaszkodzić ani pomóc Bońkowi, ale z transferem Çaniego były same komplikacje. On tego nie firmował, ale prowadził transakcje. Był dobrym wujkiem. Polecał mi tego zawodnika. Sprawa od początku była dla mnie, delikatnie mówiąc, nieczysta. Jeżeli Çani miał agenta, a miał jakiegoś Włocha, to on powinien prowadzić rozmowy, a nie Boniek. Ten Włoch firmował ten transfer swoim nazwiskiem, a wszystkie sprawy załatwiał Boniek. Pomagał niby po przyjacielsku, ale te negocjacje były makabryczne”.

Po drugie, trzeba naprawdę udawać, że się nie zna Wojciechowskiego, by zwalać wszystko na jego doradców. Akurat miałem okazję przekonać się co wyrabiał w Polonii, więc takie argumenty Bońka uważam za wyjątkowo żałosne. Wyjątkowo żałosny pretekst, by się odwdzięczyć Kucharskiemu za wiele zdań prawdy, jakie miał odwagę wypowiadać na jego temat.

Powinien być mu raczej wdzięczny, że jako agent świetnie pokierował karierą Roberta Lewandowskiego. Bez strzeleckich popisów napastnika Bayernu reprezentacja nie awansowałaby do EURO 2016, więc Boniek nie miałby czego świętować z pompą i dopisywać do listy swych związkowych sukcesów.

Choć prezes PZPN cierpi na częste zaniki pamięci, inni nie mają z tym problemu. Na przykład Sylwester Cacek. Kiedyś kupił od Bońka Widzew Łódź (za: futbolfejs.pl):

„Gdy już wszedłem w Widzew, zaczęły pojawiać się zobowiązania, o których przy podpisywaniu umowy inwestycyjnej nie miałem pojęcia, bo nie były one w tej umowie wyszczególnione. Nie miałem pojęcia, że w Widzewie są aż takie problemy, że są jakieś zaszłości, trupy w szafach i sprawy zamiatane pod dywan. Tę transakcję firmował Boniek, wiarygodna osoba, znana i szanowana w środowisku. Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało. Zaufałem jej, ale potem życie to zweryfikowało”.

Teraz Cacek zapowiada prawną weryfikacje dawnej transakcji:

„Przekazałem wszystkie dokumenty, jakimi w tej sprawie dysponuję, prawnikom. Otrzymałem odpowiedź, że sprawa wcale się nie przedawniła, bo działanie doprowadzające do niekorzystnego rozporządzania mieniem jest zagrożone wyrokiem do ośmiu lat. A jeżeli postępowanie dotyczy sprawy zagrożonej wyrokiem ośmiu lat, to przedawnia się dopiero po piętnastu latach. Tak więc żadna bomba nie została jeszcze rozbrojona. Zbyszkowi się wydaje, że jak dostał pieniądze i deklaruje, że zapłacił od nich podatek, to wszystko jest w porządku”.

Do tego prezesa PZPN czeka już w listopadzie wizyta w łódzkim sądzie, by zeznawać w sprawie dotyczącej niegospodarności w PZPN i Widzewie. Co prawda tylko w charakterze świadka, ale nie będzie to bezstresowa wizyta, skoro Cacek zarzuca mu, że zostawił łódzki klub „z gnojem”.

Lista tych, którzy postarają się „pomóc” Bońkowi, jak jeszcze nikt nigdy nie pomógł, stale się wydłuża...

▬ ▬ ● ▬