Kto ma kogo zwalniać?

Fot. Trafnie.eu

Newcastle United wygrało z Chelsea. Zawisza Bydgoszcz przegrał ze Śląskiem Wrocław. Czy te mecze mają ze sobą coś wspólnego? Tyle co plus z minusem.

Zacznę od Ekstraklasy. Odkąd pan właściciel Zawiszy zwyzywał swoich zawodników od „pseudopiłkarzy”, a następnie zaczął ich straszyć karami, śledzę ze szczególną uwagą występy drużyny z Bydgoszczy. Na razie te metody okazały się tragifarsą, co zresztą od razu przewidziałem, a co nie było specjalnie trudne. Proszę mi pokazać choć jeden przykład takiej akcji, będącej głównie wyrazem totalnej bezradności, która przyniosłaby kiedyś pożądany efekt.

Jeśli Radosław Osuch chciał sobie poprawić samopoczucie, czy może poczucie własnej wartości, udało mu się raczej na krótko. Po jego groźbach drużyna grała trzy mecze. Ugrała w nich dwa punkty. Nawet jak wygra ostatni, będzie miała pięć, a miała zdobyć dziesięć.
Żeby było ciekawiej, rozmawiamy o Zawiszy w roku, w którym odniósł największe... sukcesy w historii klubu. Zdobył dwa trofea – Puchar Polski i Superpuchar, jak dotąd jedyne w klubowym dorobku. Co prawda te drugie najbardziej pomógł mu wywalczyć trener Legii Henning Berg swoimi wygibasami w ustalaniu składu Legii, ale nikt już pucharu Zawiszy nie odbierze. Jak to możliwe, że jest tak źle, skoro było (ciągle powinno być) tak dobrze? Tego chyba nie wie nikt.

Trener Mariusz Rumak wie za to, co należy zrobić, by było lepiej. Nawołuje do radykalnych zmian. Na klubowej stronie znalazłem jego komentarz po przegranym 0:1 u siebie meczu ze Śląskiem:

„Potrzebujemy albo zmiany zawodników, albo zmiany trenera. Doszliśmy dzisiaj do limitu. Śląsk jest lepszym zespołem piłkarsko i dlatego nas zdominował. Jeżeli nie potrafimy wygrać sytuacji jeden na jeden to znaczy, że albo popełnia błąd trener, albo piłkarz jest za słaby”.

Pytanie: Jesteście trochę pod ścianą?

MR: Pod ścianą jesteśmy od samego początku. Ja mówię co trzeba zrobić, żeby utrzymać ekstraklasę w Bydgoszczy”.

Nie wiem tylko jaki początek miał na myśli Rumak? Początek swojej pracy w klubie? Musiał wiedzieć co się tam dzieje, że nie wstępuje do raju, wręcz przeciwnie. I chyba czuje tę ścianę, skoro dobrowolnie zgłasza się do odstrzału...

Dla kontrastu przykład z Anglii. Wyniki Newcastle United też śledzę ze zdwojoną uwagą od momentu, gdy kibice chcieli zwolnić trenera, a właściciel klubu się im postawił. Alan Pardew obejmował drużynę w grudniu 2010 roku, a przed następnym sezonem był faworytem angielskich mediów, że jako pierwszy straci pracę w Premier League. Dzięki Bogu pracuje do dziś, a zdążył jeszcze zdobyć nagrodę dla najlepszego menedżera w angielskiej Ekstraklasie. Na początku tego sezonu Newcastle grało słabo, znalazł się w strefie spadkowej i kibice „Srok” szybko znaleźli winnego. Zawyrokowali – PARDEW MUSI ODEJŚĆ!

Właściciel klubu Mike Ashley poszedł z nimi na wojnę, nie pogonił menedżera, który dobrowolnie nie miał ochoty rozstawać się z posadą. Efekt – drużyna wygrała pięć meczów z rzędu, wygrała też w sobotę z liderem - Chelsea (pierwsza porażka w Premier League w sezonie!) i jest już na siódmym miejscu w tabeli. Ma realne szanse na walkę o pierwszą czwórkę gwarantującą start w Lidze Mistrzów.

Zastanawiam się, jak zachowują się ci kibice, którzy domagali się pogonienia Pardewa? Kolejne zwycięstwo to dla nich radość czy smutek?

Zawisza i Newcastle - dwa kluby pasujące teraz do siebie, jak minus do plusa. W jednym właściciel obraża piłkarzy, a trener sam się chce zwolnić. W drugim kibice obrażają trenera, a właściciel nie chce go wyrzucić. Próbuje znaleźć dla nich jakiś wspólny mianownik. Może zdanie wypowiedziane kiedyś przez trenera reprezentacji Anglii kobiet, Hope Powella? Raczej niezbyt odkrywcze, ale pasuje idealnie – drzwi są zawsze otwarte, dopóki nie zostaną zamknięte.

▬ ▬ ● ▬