2020-08-30
Kto powinien wszystko wiedzieć?
Miało być tak nudno, a jest dokładnie odwrotnie. Wszystko za sprawą Legii Warszawa, która na początku sezonu skupiła na sobie uwagę rodzimych mediów.
Najpierw wyjaśnię dlaczego miało być tak nudno. Dlatego, że przed startem sezonu Legia została wykreowana nie tylko na faworyta Ekstraklasy, ale miała wyraźnie odstawać od reszty stawki. Czyli seryjnie ogrywać kolejnych ligowych rywali, więc relacjonowanie jej kolejnych zwycięstw wydawało się nieco nudnawą perspektywą.
Miała także wreszcie zaistnieć w rozgrywkach europejskich. Specjalnie użyłem mało precyzyjnego słowa „zaistnieć”, bo i dość mało precyzyjnie określano w mediach oczekiwania z tym związane. Ale przekaz, taki wyciągnąłem wniosek słuchając i czytając różne opinie, był jasny – powinna wreszcie zagrać lepiej niż w poprzednich latach. Faza grupowa Ligi Mistrzów może niekoniecznie łatwa do osiągnięcia, ale o fazę grupową Ligi Europejskiej powinna z powodzeniem powalczyć.
Wystarczyły po dwa mecze w Ekstraklasie i europejskich pucharach, by Legia skoncentrowała na sobie uwagę rodzimych mediów. Choć nie w taki sposób, jak jeszcze niedawno oczekiwano. Szczególnie po dwóch ostatnich porażkach, najpierw w środę 0:2 z Omonią Nikozja w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów, a następnie w sobotę 1:2 z Jagiellonią Białystok w lidze. Dzięki temu zrobiło się naprawdę ciekawie.
Właśnie się dowiedziałem, że Legia źle wydała pieniądze na transfery w letniej przerwie. Czyli powinna lepiej skompletować kadrę przed nowym sezonem. Ciekawe, że jeszcze niedawno niektórzy wręcz pieli z zachwytu nad wzmocnieniami warszawskiego klubu dodając, że nie tylko się wzmocniła, ale także nie osłabiła.
Kilka razy w mediach wybuchały transferowe „bomby”. Nawet przed jedną ostrzegałem, gdy do Warszawy ściągano Bartosza Kapustkę. Miałem rację, że to na razie najwyżej „bombka”, ale nie sądzę bym kogoś przekonał, biorąc pod uwagę jakie temu transferowi towarzyszyło podniecenie.
Może nawet takie samo jak relacjonowanie na wiosnę zainteresowania „całej Europy” (!) Michałem Karbownikiem. Widziałem jego zalety:
„Zdecydowanie wyróżnia się odwagą w kreowaniu akcji. Jeśli ma piłkę śmiało rusza do przodu nie bojąc się dryblingów, nawet w okolicach pola karnego rywali, gdy robi się od nich gęsto wokół niego. To zawodnik zdecydowanie grający do przodu, zamiast w bok i do tyłu, co w polskiej lidze nie jest niestety normą. Dlatego gra młodego obrońcy rzuca się łatwo w oczy niemal w każdym meczu”.
Ostrzegałem jednocześnie, że ma też wady:
„Tak jak imponuje jego odwaga w grze i śmiałe rajdy Karbownika na połowę rywali, tak nie zawsze potrafi być równie efektowny i skuteczny w grze defensywnej. Zwyczajnie brakuje mu doświadczenia, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę niewielką dotąd liczbę rozegranych meczów. Nie pomaga też wątła sylwetka. Przy wadze około 65 kilogramów trudno walczyć z silnymi fizycznie rywalami”.
Ale kto by takich głupot słuchał? Za mało medialne. Lepiej sprzedawały się teksty jak zwykle narcystycznie usposobionego agenta piłkarza Mariusza Piekarskiego. Dlatego jego okrąglutkie wypowiedzi o podboju piłkarskiego świata były z wypiekami cytowane przez kolejnych redaktorów (za: sport.pl):
„Rozmawialiśmy z trzema klubami z Hiszpanii. Natomiast wiadomo, że nie wszystkie będzie stać na Michała. 7 mln euro to za mało za Karbownika. Cenę dyktuje Legia Warszawa i to ona jest tu rozgrywającym”.
Potem krąg chętnych chyba zaczął się mocno zawężać, bo ostatnio wspominano tylko o włoskim Napoli. Po meczu z Omonią pojawiła się jednak informacja, że raczej z transferu do klubu z Serie A nic nie wyjdzie, bo ten woli piłkarza Realu Madryt, ostatnio występującego w Sevilli, Sergio Reguilona.
Legia stała się w ostatnich dniach tak gorącym tematem, że o jej występ w Lidze Europejskiej został zapytany nawet Robert Lewandowski. Stwierdził, że meczu z Omonią nie widział, ale zastanawia go dlaczego polskie drużyny nie prezentują odpowiedniej formy na samym początku sezonu. Czyli problemem może być okres przygotowawczy i warto się nad tym głębiej zastanowić.
Po meczu z Jagiellonią poproszono trenera Legii Aleksandara Vukovicia, by odniósł się do uwag Lewandowskiego. Odpowiedział tak:
„Po pierwsze pogratulujmy Robertowi oficjalnie wielkiego wyczynu. Natomiast jeżeli on nie zna odpowiedzi na to pytanie, to tym bardziej trudno nam na to pytanie odpowiedzieć”.
Słusznie. Dlaczego polskie drużyny grają słabo na początku sezonu powinien wiedzieć najlepszy polski piłkarz, a nie trenerzy pracujący w rodzimej lidze. Przecież to logiczne - jak zachciało mu się „Złotej Piłki”, powinien wiedzieć wszystko!
▬ ▬ ● ▬