Kto prezesowi zabroni?

Fot. Trafnie.eu

Jerzy Brzęczek ma zostać pogoniony z posady selekcjonera reprezentacji Polski. Nie wiadomo tylko kiedy oficjalnie decyzja o jego zwolnieniu zostanie ogłoszona.

Takie informacje od kilku dni pojawiają się w mediach. To oczywiście plotki, nikt ich oficjalnie nie potwierdza. Ale pojawiło się już kilka, różniących się tylko nieco szczegółami. Otóż selekcjoner miał stracić zaufanie prezesa PZPN Zbigniewa Bońka i ten postanowił go zwolnić. Według jednej z kolportowanych wersji miałoby to nastąpić już po ewentualnej porażce z Austrią. Pan prezes jednak taką sugestię wyśmiał na Twitterze.

Według innej wersji Brzęczek nie dotrwa do finałów mistrzostw Europy, podczas których drużynę poprowadzi już kto inny. Oczywiście nikt nie wątpi, że reprezentacja Polski do finałów awansuje. Jednak nie podoba się jej styl, czy raczej jego brak, więc potrzebna jest zmiana szkoleniowca i taka ma nastąpić. Gdyby jednak straciła jakieś punkty w najbliższych meczach eliminacyjnych z Łotwą i Macedonią Północną, dymisja byłaby natychmiastowa.

Czy plotki znajdą potwierdzenie w faktach? Przekonamy się wkrótce. Na razie warto się zastanowić nad tym, co po ostatnim meczu z Austrią powiedział Robert Lewandowski, a właściwie co chciał powiedzieć (za: eurosport.tvn24.pl):

„Na pewno dużo sił mnie kosztuje taki mecz. Chciałbym, żeby to łatwiej i płynniej wyglądało. Walka zawsze musi być, bo to są spotkania eliminacji, ale wolałbym, żeby lekkość, nawet przy wychodzeniu z kontry, przy rozgrywaniu, wyglądała zupełnie inaczej. Tu coś szwankuje i chyba przez to czasami się męczymy sami ze sobą”.

Czy „sami ze sobą” oznacza też „piłkarze z selekcjonerem”? Niech każdy sobie odpowie, ale jakoś nie czuję w tej wypowiedzi, we wcześniejszej zresztą też, żeby kapitan reprezentacji postanowił się wstawić za selekcjonerem. Stąd tylko krok do wniosku, że atmosfera w kadrze daleka jest od sielanki, na czym bazują wszelkie plotki.

Kto ma (powinien mieć) z tym problem? Wbrew pozorom nie sądzę, by największy miał… Brzęczek. Przecież to nie on się nominował na selekcjonera. Wybrał go pan prezes. Przypomnę tylko, że przed rokiem…:

„Oznajmił wprost - »Wybrałem«! Żadnych tam kandydatur, głosowań, zgromadzeń zarządu czy innych bzdur. Powiedział o selekcjonerze wprost, że go wybrał. Teraz przynajmniej mamy pełną wiedzę jak działa związek. No, tak działa, jak pan prezes działa. W jednej ze swych wypowiedzi wybrał porównanie, że jako „właściciel tej drużyny”, czyli reprezentacji…”

Nie wiem dlaczego „właściciel tej drużyny” wybrał jej na szefa akurat Brzęczka. To znaczy wiem, jaki musiał być warunek konieczny, choć niewystarczający. Na pewno stołka selekcjonera za kadencji Bońka nie ma szans otrzymać ktoś zbyt niezależny. A ten obecny z całą pewnością nie wygląda na takiego, który by za bardzo zadzierał nosa, czyli miał odwagę postawić się prezesowi. Gdyby jednak miał, pan prezes dość jednoznacznie przywołał go do porządku już na początku kadencji (za: „Gazeta Wyborcza”):

„Powiedziałem Jurkowi: na pewne rzeczy, które mogłeś robić jesienią, wiosną, my, jako właściciele drużyny, ci nie pozwolimy”.

I z pewnością nie pozwoli, co by się nie działo, by ktoś obarczał go winą za dokonany wybór. Bądźmy szczerzy – kto w obecnych uwarunkowaniach w polskiej piłce, a już szczególnie w PZPN, może panu prezesowi czegokolwiek zabronić?

▬ ▬ ● ▬