Kto przy czym majstrował?

Fot. Trafnie.eu

Nie chcę być monotematyczny i kolejny raz poruszać ten sam temat, nawet dwa. Ale gdy w poniedziałek przeczytałem jeden wywiad, nie mogłem się powstrzymać.

Wspomniany temat, to oczywiście niedawny mecz Polaków z Mołdawią w Kiszyniowie. „Nawet dwa”, bo również nie dający o sobie zapomnieć Zbigniew Boniek, któremu poświęciłem znaczną część poprzedniego tekstu. Gdy zacząłem czytać z nim wywiad, już pierwsza odpowiedź na pytanie o wspomnianym meczu od razu znacznie podniosła mi ciśnienie. Oto ona (za: przegladsportowy.onet.pl):

„Nie mam słów, trudno mi uwierzyć w to, co widziałem. Podobną sytuację jako prezes PZPN przeżyłem w Kazachstanie na starcie eliminacji MŚ 2018. Jesienią 2016 r. jako ćwierćfinaliści Euro 2016 pojechaliśmy do Astany i do przerwy prowadziliśmy 2:0, nie wykorzystując jeszcze kilku okazji do podwyższenia wyniku. Po przerwie popełniliśmy błędy i straciliśmy dwa gole – skończyło się remisem. No ale to i tak nic w porównaniu z meczem w Kiszyniowie – przecież Jakub Kamiński z Sebastianem Szymańskim mieli akcję na 3:1. Ja nie wiem, jak Sebastian tego nie strzelił”.

To ja ie mam słów i trudno mi uwierzyć w wyjątkowo krótka pamięć. Szkoda, że obejmującą jedynie lata prezesury w rodzimym związku. Na szczęście od razu pojawiło się drugie pytanie:

„Do czego porównałby pan tę przegraną? Do 0:1 z Łotwą w Warszawie w eliminacjach Euro 2004?”

Ale oczywiście wielkie ego przepytywanego znów dało znać o sobie:

„Niech pan nie żartuje, Łotwa pojechała wtedy na turniej, wygrywając baraż z Turcją, a w finałach zremisowała z Niemcami. To nie ta skala – Łotwa miała wówczas kilku niezłych piłkarzy. Jeśli już coś mi to przypomina, to raczej przegraną 0:1 z Armenią w Erywaniu za czasów Leo Beenhakkera. Ale wtedy awansowaliśmy do Euro 2008”.

No właśnie, awansowaliśmy. A w eliminacjach rozpoczętych przez Bońka w roli selekcjonera niestety nie. Sytuację próbował ratować wtedy Paweł Janas, gdy jego poprzednik porzucił drużynę zaledwie kilka miesięcy po jej objęciu, po towarzyskim meczu z Danią w Kopenhadze. Choćby z tego powodu powinien się wypowiadać oszczędnie o reprezentacji. Ale to oczekiwania nierealne. Pływał więc dalej w wywiadzie w bezkresie swojego dobrego samopoczucia:

„Generalnie jednak tego, co wydarzyło się w Kiszyniowie, nie da się zestawić z niczym. Przecież my prowadziliśmy 2:0! W pełni dominowaliśmy i nagle wszystko pękło, rozsypało się”.

Przekornie stwierdzę, że jednak da się to z czymś porównać, co mogę zrobić bez najmniejszego problemu. Otóż przed mistrzostwami świata w 2002 roku, w eliminacjach (cytat wręcz wymarzony!) „w pełni dominowaliśmy i nagle wszystko pękło, rozsypało się”. Bo niektórzy zaczęli majstrować przy drużynie. Wybrali za ofiarę Tomka Iwana i postanowili go odstrzelić. Nawet się udało i dlatego „wszystko pękło, rozsypało się”. Mistrzostwa były przegrane jeszcze zanim drużyna poleciała do Korei.

A kto najbardziej majstrował? Ówczesny wiceprezes związku Zbigniew Boniek z pewnością powinien mieć obszerną wiedzę na ten temat, bo przecież był blisko reprezentacji  (chyba nawet za blisko, skoro później tak łatwo ją przejął). Mam nadzieję, że kiedyś podzieli się nią ze szczegółami w pamiętnikach albo w kolejnym obszernym wywiadzie. Czekam...

▬ ▬ ● ▬