Kto wykorzystał szansę?

Fot. Trafnie.eu

Mam swoich trzech bohaterów kończącego się tygodnia. Choć w dwóch przypadkach to określenie trochę przekorne. Nawet nie trochę...

Nie trzeba czekać do wtorku czy środy, by oznajmić, że polska piłka będzie miała w tym sezonie przedstawiciela w finale Ligi Mistrzów! Właściwie przedstawicielkę, bo chodzi o Ewę Pajor, a dopiero we wtorek i środę zadecydują się losy Roberta Lewandowskiego (Bayern) i Łukasza Skorupskiego (Roma).

Kobieca Liga Mistrzów wyłoniła finalistki podczas weekendu. Jedną z nich została drużyna Wolfsburga. Pokonała w rewanżu londyńską Chelsea 2:0. A bramkę ustalającą wynik zdobyła właśnie Pajor. Dzięki temu zwycięstwu jej drużyna zagra 24 maja na stadionie Dynama w Kijowie z Olympique Lyon.

Finał w takim zestawieniu odbył się już przed dwoma laty we włoskim Reggio Emilia. Lyon wygrał wtedy po serii rzutów karnych, a Pajor cały mecz przesiedziała na ławce rezerwowych. Gdy z nią rozmawiałem po finale, nie narzekała na swój los, tylko cieszyła się, że jest zawodniczką Wolfsburga. W kobiecej piłce to mniej więcej odpowiednik Realu czy Barcelony w męskiej odmianie futbolu!

Minęły dwa lata. Polska napastniczka ma ich dziś dwadzieścia jeden i już nie siedzi na ławie, tylko w poważnych meczach wychodzi w podstawowym składzie i strzela decydujące bramki. Płynie z tego optymistyczny wniosek, że potrafiła wykorzystać swoją szansę w odróżnieniu od wielu rodaków, mniej więcej rówieśników, którzy niestety często przepadają w zachodnich klubach.

Teraz mój drugi bohater tygodnia, prezes Lecha Poznań Karol Klimczak. Przed kilkoma dniami udzielił wywiadu, z którego zapamiętałem jedno zdanie, że do meczu z Legią wolałby przystąpić jako mistrz.

Ten mecz odbędzie się w ostatniej ligowej kolejce w Poznaniu. W sobotę odbył się tam inny, z Górnikiem Zabrze, i niestety zakończył dla gospodarzy katastrofą. Przegrali 2:4, co trzeba i tak uznać za niezły wynik, skoro przegrywali już 0:4!

Gdy Klimczak wypowiadał cytowane zdanie, Lech był liderem. Już nie jest, bo wyprzedziła go Legia. Może znów ją wyprzedzi po ostatniej kolejce i bezpośrednim meczu? Może, zobaczymy. A może pan prezes za szybko uwierzył w dobrą gwiazdę swojej drużyny? Niby jego wypowiedź to tylko słowa, ale są też inne słowa, które warto zawsze mieć na uwadze, że pycha kroczy tuż przed upadkiem…

I na koniec o tym, któremu przydarzył się właśnie bolesny upadek, a w 2016 roku uznałem go za najbardziej niedocenianego trenera. To Chris Coleman, były już selekcjoner reprezentacji Walii, dla mnie jeden z prawdziwych bohaterów Euro 2016:

„Awans do półfinału mistrzostwach Europy z drużyną, która w nich debiutowała, to kosmiczny sukces. Tym większy, gdy popatrzy się na kadrę, jaką dysponował. Oczywiście Gareth Bale prezentuje klasę światową. Można jeszcze wspomnieć o Aaronie Ramseyu. Bo już taki Joe Allen, który znalazł się nawet w jedenastce EURO 2016 wybranej przez „fachowców”, po mistrzostwach został bez żalu oddany do słabego Stoke City z dużo silniejszego Liverpoolu, co powinno wystarczyć za cały komentarz. A reszta? Najwyżej solidni wyrobnicy. Jednak Coleman zrobił z nich czołową drużynę europejską”.

Właśnie stracił pracę w Sunderlandzie. Nie udało mu się utrzymać drużyny w drugiej lidze angielskiej, czego podjął się na jesieni. O sukcesie z reprezentacją Walii już nikt nie pamięta, bo w przypadku trenera najważniejsza jest zawsze bolesna zasada – jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz.

▬ ▬ ● ▬