...mądrości, troski i dbałości

Fot. Trafnie.eu

Trwa niezwykle ciekawa rozgrywka. Ekstraklasa S.A. próbuje powiedzieć PZPN  - „sprawdzam”! I to w szczególnym momencie nie tylko z powodu koronawirusa.
 
Spółka rządząca Ekstraklasą „zwróciła się do PZPN o pilne przyjęcie przez zarząd Związku uchwały w sprawie zasad zmniejszenia wynagrodzeń zawodników, analogicznej do rozwiązań przyjętych przez radę nadzorczą Ekstraklasy S.A w dniu 27 marca 2020 roku. Ma to związek z istniejącymi w kraju ograniczeniami wynikającymi z epidemii wirusa SARS-CoV-2”.
 
I nie pozostawia związkowi najmniejszych wątpliwości (za: ekstraklasa.org):
 
„Przygotowana na zlecenie Ekstraklasy analiza prawna wyraźnie wskazuje, że PZPN posiada kompetencje do przyjęcia wnioskowanych przez kluby zapisów, wobec zaistnienia nadzwyczajnych okoliczności w kraju związanych z epidemią wirusa SARS-CoV-2, uniemożliwiających zawodnikom świadczenie usług przewidzianych w kontraktach, a klubom osiąganie przychodów z tego tytułu. PZPN – na podstawie ustawy – jest bowiem upoważniony do regulowania kwestii prawnych i finansowych między klubem sportowym a zawodnikiem. Na tej bazie Związek podejmował już w przeszłości uchwały regulujące kwestie wynagrodzeń piłkarzy, które wciąż są obowiązujące, jak choćby kwestia minimalnych płac dla zawodników poniżej 18. roku życia czy ograniczenia pensji piłkarzy o 50% w przypadku długotrwałych kontuzji”.
 
Przesłanie, przynajmniej dla mnie, jest jasne – klepnijcie te przepisy, które sami opracowaliśmy (analogiczne „do rozwiązań przyjętych przez radę nadzorczą Ekstraklasy S.A.”), ale nie mające mocy prawnej. Czyli – jak rzeczywiście chcecie pomóc klubom, zróbcie to, zamiast chwalić się „pakietem pomocowym”.
 
Jednym słowem Ekstraklasa S.A. próbuje powiedzieć PZPN  - „sprawdzam”! A próbuje w szczególnym momencie nie tylko z powodu koronawirusa. Tego samego dnia, którego  został opublikowany jej wniosek, ukazała się też rozmowa z prezesem PZPN Zbigniewem Bońkiem. Nie pozostawił najmniejszej wątpliwości co sądzi o wcześniejszych działaniach spółki zwracającej się do rządzonego przez niego związku (za:  przegladsportowy.pl):
 
„Decyzja Rady Nadzorczej Ekstraklasy SA została przyjęta przy jednym głosie przeciwnym – przedstawiciela PZPN. Kluby nie mogą myśleć, że z piłkarzami będą rozmawiały z pozycji siły. Uchwała nie ma żadnego umocowania prawnego. Szacunek pracownika w każdej firmie zdobywa się uczciwym, solidnym, sumiennym zarządzaniem, regularnymi wypłatami. Wtedy można wymagać. Byłem piłkarzem i wiem, że zawodnicy czasem mają o sobie wygórowane mniemanie. Jednak są wrażliwi na krzywdy społeczne i nie uciekają od pomocy. Jestem przekonany, że umieliby się zachować, gdyby do szatni przyszedł prezes, który dotąd płacił na czas, był w porządku, dotrzymywał obietnic. Takiemu mogliby zaufać, że za kilka miesięcy wszystko wróci do normy, a obniżenie pensji jest koniecznie, by klub dalej istniał. Ale na taką formę szacunku trzeba zasłużyć codziennym, mądrym zarządzaniem. To prezesi opiekują się pracownikami. Piłkarz też nim jest, wyjątkowym, ale pracownikiem. Dokument Ekstraklasy nie ma żadnego znaczenia. Został napisany szybko, bez zastanowienia, w nerwowej sytuacji, by ułatwić prezesom negocjacje z piłkarzami. Ale tylko je utrudni, przyniesie efekt odwrotny od zamierzonego. Z pracownikami nie rozmawia się z pozycji siły, ale mądrości, troski i dbałości. Uważam ten dokument za niepotrzebny wymysł kilku młodych, ambitnych adwokatów, którzy mówią, że się znają na prawie sportowym, ale tą decyzją lekko się ośmieszyli”.
 
Bazując na wypowiedzi prezesa nie ma co czekać na oficjalne stanowisko związku, bo łatwo się domyślić jakie może być. Nie będzie przecież sankcjonował prawnie „niepotrzebnego wymysłu kilku młodych, ambitnych adwokatów”. Dla mnie temat jest więc zamknięty. Na oficjalnej stronie PZPN nikt nie zadał sobie trudu, by choćby jednym zdaniem się do niego odnieść.
 
Za to ja chciałbym się odnieść do jednego zdania z cytowanej wypowiedzi pana prezesa. Rozbawiło mnie bowiem do łez. Aby zrozumieć dlaczego, trzeba cofnąć się aż osiemnaście lat. Przypomniałem sobie fragment z biografii Jerzego Dudka – „Uwierzyć w siebie. Do przerwy 0:3”. Tytułem wstępu najpierw opis „afery z Coca-Colą” przed mistrzostwami świata w 2002 roku:
 
„Prezes Boniek popełnił błąd. Bez zgody zawodników przekazał firmie prawa do wykorzystania ich prywatnych wizerunków. Zaczął tłumaczyć, że szklanki, na których pojawiają się nasze zdjęcia, są rozdawane za darmo. A zarobione na tych reklamach pieniądze pójdą na cel charytatywny. To nie było do końca prawdą. Szklanki stanowiły dodatek do zestawów w barach McDonalds’a za zebrane punkty, które dostawało się za zakupione produkty. Sprung [Ronald Sprung z firmy SPC House of Media, który miał reprezentować zawodników w rozmowach z kontrahentami] wysłał odpowiednie pismo do Coca-Coli, prosząc o wyjaśnienie, jakim prawem wykorzystują wizerunki zawodników, i grożąc sprawą sądową o odszkodowanie. Odpisali mu, że wszystko zostało ustalone z wiceprezesem PZPN Zbigniewem Bońkiem. Czyli jeśli my upomnielibyśmy się o kasę, to oni zaraz zrobiliby to samo w stosunku do PZPN”.
 
Aż doszło do ostatecznego spięcia już podczas finałów w Korei Południowej:
 
„Przed meczem z Portugalią sprawa stanęła na ostrzu noża. Boniek zarządził odprawę. Mówił bardzo konkretnie:
 
- Oto zezwolenie dla Coca-Coli na wykorzystywanie waszych indywidualnych wizerunków. Jeżeli do godziny ósmej nie podpiszecie tego, możecie się spakować i jutro wypierdolę wszystkich do domu. Mistrzostwa dla was się skończą”.
 
Niech to będzie puenta do zdania z wcześniej cytowanej wypowiedzi pana prezesa: „Z pracownikami nie rozmawia się z pozycji siły, ale mądrości, troski i dbałości”...
 
▬ ▬ ● ▬