Magiera ośmiesza swój klub

Fot. Trafnie.eu

Mecz Legii z Realem w kolejnych dniach budził nie mniejsze emocje niż w środowy wieczór. Wnioski płynące z niego są i zabawne, i przewrotne.

Gdy czytałem relacje hiszpańskich mediów miałem nadzieję, że nie trafią na nie piłkarze Legii. Mogłyby na nich podziałać głównie dołująco. W Warszawie euforia, a redaktorzy z Madrytu przejechali się po swoich piłkarzach na całego. Czyli uznali, że Real się ośmieszył, była to „jedna z najczarniejszych kart w jego historii”, rodzaj „absurdalnej frywolności”… Tak się już rozbestwili sukcesami, że dla nich remis w jakieś Warszawie, z jakąś Legią, jest jak dla Polaków taki sam wynik z drużyną z Gibraltaru czy San Marino. 

Najbardziej rozbawił mnie jednak tytuł z polskich mediów o „liście wstydu” Cristiano Ronaldo. Dowiedziałem się, że portugalski piękniś nie strzelił jeszcze bramki aż dziesięciu klubom, przeciwko którym wystąpił w co najmniej dwóch meczach. Do tej listy dołączyła właśnie Legia. Nie mógł się przecież pochwalić trafieniem przed dwoma tygodniami w Madrycie, nie mógł i w środę w Warszawie. Pełny dramat!

Mam nadzieję, że z tego powodu jeszcze go z Realu nie pogonią, ale powinien być czujny. Choć za Ronaldo nie przepadam, myślę że są jednak granice absurdu w kopaniu bez znieczulenia, choćby swym mocno irytującym zachowaniem na boisku (patrz – stadion przy Łazienkowskiej w środowy wieczór) w pełni na to zasłużył.

Zwracam szczególną uwagę na słowo „wstyd”. Ma ono tyle współrównego z prawdziwym wstydem, co umiejętności piłkarskie redaktorów oceniających Ronaldo, z jego własnymi. A przykład dowodzi niezbicie, że żyjemy w czasach, które codziennie domagają się krwi. Jeśli nie ma akurat pod ręką prawdziwej, trzeba dostarczyć jej substytut.

Uwaga dotyczy nie tylko Ronaldo. Jeśli piłkarze Legii w niedzielę nie dadzą rady Cracovii w lidze, czego nie da się wykluczyć, pewnie szybko się okaże, że zachłysnęli się remisem z Realem i znów poprzewracało im się w głowach. Połączenie obu meczów i wyciągniecie sensownych wniosków mogłoby okazać się za mało krwiste. I odwrotnie, jeśli w niedzielę Legia wygra, pewnie zacznie się stawianie na piedestały zrzuconych niedawno pomników.

Budowa nowego dla Jacka Magiery jest już w mocno zaawansowanej fazie. Szkoda, że jego twórcy nie upominali się o niego wcześniej, gdy został pogoniony z Legii. Pamiętam, że tacy byli, ale najwyżej jednostki. Pozostali raczej za Magierą nie tęsknili. Teraz na wyścigi nadrabiają zaległości.

Miałem to szczęście, że na początku sezonu poświęciłem mu kilka ciepłych słów, gdy zaczynał pracę w Zagłębiu Sosnowiec. Nie przypuszczałem, że w trenerskiej karierze Magiery nastąpi tak szybko, tak gwałtowny zwrot. A raczej nie wierzyłem, by ktoś z Łazienkowskiej odważył się wykonać podobny ruch, skoro wcześniej łatwo pokazał mu drzwi.

Nie wiem czy nowy trener Legii odniesie z nią sukces. Jeszcze zdecydowanie za wcześnie na takie prognozy, a zadanie ma naprawdę trudne. Wiem za to, że wszystko, co napisałem o nim w lipcu, jest aktualne.

Na razie Magiera ośmiesza Legię. Przecież przez kilka lat szukała trenerów po całej Europie, bo ten, który był najbliżej podobno się nie nadawał. Potrzebna była awaria na całej linii, by uprzejmie zaprosić go do powrotu. I szybko przekonać się dzięki temu, jak bezsensowne decyzje podejmowano wcześniej.

▬ ▬ ● ▬