Medal? A w jakiej dyscyplinie?

Fot. Trafnie.eu

Wybór nowego trenera reprezentacji Polski sprawił, że niektórym puściły hamulce. Znów zaczyna się jazda bez trzymanki? Ale czy kiedykolwiek się skończyła?

Przyzwyczaiłem się już w ostatnich latach, że polska reprezentacja to prawdziwa siła. Co prawda na papierze i ekranach komputerów, ale jednak siła. Potencjał ma taki, że ho, ho… Gdyby jeszcze miała wyniki na miarę oczekiwań, to by dopiero było pięknie. Niestety nie ma, więc obserwuję proces, który charakteryzuje się wiecznym niezadowoleniem. Bo ciągle jest nie tak (dobrze), jak powinno być.

Jak reprezentacja przegra z silniejszymi od siebie, często zaczyna się histeria. Jak wygra z równymi sobie, alko ze słabszym, to w stylu nie takim jak trzeba. Wieczny problem. I tu dochodzimy do mojego ulubionego ulubieńca, czyli mistrza opowiadania bajek, Jana Tomaszewskiego.

Przed mistrzostwami świata w Rosji gadał, że drużynę Nawałki stać na półfinał. No i rzeczywiście było stać, ale najwyżej na półfinał rywalizacji w grupie, bo z niej nie wyszła. Nie przeszkodziło to panu Tomaszewskiemu robić za „eksperta” w kolejnych latach.

Właśnie niedawno stwierdził, że mamy piłkarzy światowej klasy, tylko nie mamy trenera. Wniosek z tego płynie prosty – jak będziemy mieli trenera na miarę piłkarzy światowej klasy, to powinny być też światowe wyniki. I, najśmieszniejsze, że chyba niektórzy w tę teorię uwierzyli. Przy okazji mianowania Paulo Sousy na stanowisko trenera polskiej kadry puściły im hamulce. Oto dowód (za: onet.pl):

„Mam nadzieję, że będzie umiał dogadać się z naszymi chłopakami. Moim zdaniem stać nas na medal mistrzostw Europy czy świata”.

Wprost nie mogłem uwierzyć, gdy dowiedziałem się kto to powiedział, czyli stał się pomagierem Tomaszewskiego w drodze do (co najmniej) półfinału wielkiej imprezy. Otóż autorem śmiałej tezy jest Roman Kosecki, były reprezentant Polski. Cóż mogę odpowiedzieć – Romek, chyba dyscypliny ci się pomyliły!

Tomaszewskiego jeszcze potrafię zrozumieć. Gadał już takie głupoty, że nie jest mnie w stanie niczym zadziwić. Jestem mu wręcz wdzięczny, że mam regularnie co obśmiewać. Ale Romek Kosecki? Czy naprawdę myśli, że zatrudnienie Portugalczyka sprawi, że będziemy lać najlepszych w Europie i na świecie? Że on naprawdę jest w stanie do tego doprowadzić?

Jak już zdobędziemy medal na wielkiej imprezie, z całą pewnością wyeksportujemy jeszcze kogoś do jedenastki mistrzostw. Mam żelaznego kandydata. Będzie nim lewy obrońca polskiej drużyny! Jest dla mnie symbolem wielkich jej możliwości przez ostatnie (mniej – więcej) dziesięć lat.

Proponuję zrobić prostą analizę. Skoncentruję się na mistrzostwach Europy. Jakie drużyny wydają się teraz najsilniejsze na kontynencie? Kilka można wymienić – Francja, Portugalia, Hiszpania, Włochy, Belgia, Niemcy, Holandia… Chyba tyle wystarczy. Żeby zdobyć medal (awansować do półfinału), trzeba by prawdopodobnie ze dwie z tych drużyn (nie licząc meczu grupowego z Hiszpanią) pokonać. Specjalnie nie analizuję szczegółowo drabinki fazy pucharowej najbliższego Euro 2020, bo nie o to chodzi. Chodzi przede wszystkim o pokazanie skali trudności w takiej rywalizacji, jak nie na tej imprezie, to następnej.

W przypadku mistrzostw świata, by zdobyć medal, pewnie trzeba by było ograć kogoś z trójki – Brazylia, Argentyna, Urugwaj, że skoncentruję się tylko na Ameryce Południowej. O Kolumbii już nie wspomnę, choć pamiętam, co zrobiła z naszymi w Kazaniu podczas imprezy w Rosji przed trzema laty.

Czy ktoś naprawdę myśli, że to możliwe? To gratuluję i zazdroszczę, bo sam takiej bujnej wyobraźni niestety nie mam.

PS: Zostałem skarcony na Facebooku za pomyłkę w poprzednim tekście. Paulo Sousa pracował jednak dłużej niż rok w dwóch klubach, a w jednym nawet udało mu się dwa sezony. Uwagę przyjmuję z wielką pokorą, choć ta pomyłka w niczym nie zmienia tezy, że trenerem długodystansowcem to on z pewnością nie jest...

▬ ▬ ● ▬