Między prawem i moralnością

Fot. Trafnie.eu

Czesław Michniewicz sprawił prezent wszystkim redaktorom zajmującym się piłką nożną. Akurat nie za wiele w tej branży się teraz dzieje, a tu taki temat!

Gdy ligi nie grają, więc z konieczności po raz setny w mediach wałkowany jest temat (nie) przejścia Roberta Lewandowskiego do Barcelony, selekcjoner polskiej reprezentacji zafundował wszystkim coś, czym można się pożywić przez kilka dni.

Michniewicz postanowił podać do sądu Szymona Jadczaka, czyli autora opublikowanego przed tygodniem w Wirtualnej Polsce wielkiego tekstu o jego kontaktach z Ryszardem F., pseudonim Fryzjer, nazywanym domniemanym szefem piłkarskiej mafii, a zapowiadanego już podczas prezentacji selekcjonera.

I sprawa od razu nabrała rumieńców. Selekcjonera będzie reprezentował w sądzie mecenas Piotr Kruszyński, który wcześniej bronił też „Fryzjera”. PZPN oficjalnie odciął się od złożonego przez niego pozwu, a przez internet przelała się fala komentarzy. Niemal wszystkie są Michniewiczowi nieprzychylne. Jego decyzja jest nazywana „najbardziej szkodliwą”, „strzałem w kolano” czy „wielkim błędem”.

Mam na ten temat odmienne zdanie. Ponieważ żyjemy w czasach, w których nawet przecinek postawiony w nieodpowiednim miejscu w zdaniu może być wykorzystany przeciwko komuś, od razu muszę coś doprecyzować. Fakt, że starając się bez żadnych emocji na zimno ocenić postępowanie Michniewicza, nie oznacza bynajmniej, że występuję w roli jego obrońcy czy się z nim zgadzam. Mam tylko odwagę przedstawić swój własny pogląd bazujący na próbie zrozumienia pewnych ruchów, które właśnie podjął.

Cytowane określenia z mediów mogą sugerować, że najlepiej by zrobił, gdyby milczał. Uważam, że wręcz przeciwnie. Jego zachowanie wydaje mi się zupełnie racjonalne. We wspomnianym tekście w Wirtualnej Polsce został tak, brutalnie mówiąc, doszczętnie zglanowany, że milczenie stanowiłoby bezwarunkową akceptację użytych przez dziennikarza argumentów. Próbuje się więc bronić, ruszając do ataku. Gdyby tego nie zrobił, za chwilę dostałby pewnie równie mocno z drugiej strony.

Michniewicz i jego adwokat będą bazowali na tym, że przed laty w wielkiej aferze korupcyjnej w polskiej piłce nie postawiono mu żadnych zarzutów, czyli wykazać, że druga strona stosuje wyłącznie pomówienia. Z punktu widzenia prawa jest więc niewinny. A sądy oceniają sprawy właśnie z takiego punktu widzenia, a nie moralnego podejścia do czegokolwiek.

Złożenie pozwu w moim rozumieniu ma stanowić rodzaj pewnej zapory obronnej chroniącej Michniewicza, przynajmniej do zakończenia procesu, przed ponownymi atakami. Czy skutecznie? Przekonamy się dopiero, gdy zapadnie wyrok. Nie jestem jednak tak naiwny, by wierzyć, że po jego ogłoszeniu temat korupcji w polskiej piłce pójdzie w zapomnienie.

▬ ▬ ● ▬