...nawet z najsłabszej grupy

Fot. Trafnie.eu

Jest problem, choć do końca nie wiadomo o co chodzi. A jak nie wiadomo o co chodzi, to tym razem z pewnością wyjątkowo nie chodzi o pieniądze.

Chodzi o awans reprezentacji Polski do finałów przyszłorocznych mistrzostw Europy. Najdziwniejszy i najsmutniejszy jaki przeżyłem. A przeżyłem wszystkie do wielkich imprez od 1985 roku. Czyli byłem na wszystkich decydujących o tym meczach od bezbramkowego remisu z Belgią w Chorzowie dającego naszym awans do finałów mistrzostw świata w Meksyku, kiedy gwiazdą drużyny był obecny prezes PZPN. 

Czwarty wtedy awans z rzędu na tę imprezę. Dla mnie zdecydowanie cenniejszy w porównaniu z obecnym trzecim z rzędu, ale wliczając i mistrzostwa świata, i Europy, co akurat udało się po raz pierwszy.

Zbigniew Boniek radzi nie upajać się tym najświeższym awansem. Broń Boże niczym się nie upajam, bo za bardzo nie ma czym. Zawsze z wielką pokorą podchodzę do losowania grup eliminacyjnych uważając, że dopiero gdy zapadną w nich rozstrzygnięcia, można oceniać - czy należały do łatwych, czy były „grupami śmierci”. Ta polska zdecydowanie jedną z najsłabszych, o ile nie najsłabszą, w wyścigu do EURO 2020!

Ciągle więc aktualne jest mój apel, gdy poznaliśmy grupowych rywali, by zafundować wielkie piwo Virgilowi van Dijkowi:

„Orły Brzęczka i tak wygrały los na loterii jeszcze przed losowaniem. Bo, w dużym skrócie, za taki należy uznać wyrównującą bramkę Virgila van Dijka dla Holendrów w doliczonym czasie gry niedawnego meczu Ligi Narodów z Niemcami. Dzięki temu, po remisie z Portugalią następnego dnia, Polska znalazła się w pierwszym koszyku kosztem Niemiec właśnie. Uważam, że zdecydowanie na wyrost, ale to nie mój problem. To problem zasad rozstawienia, które nigdy idealne nie są”.

Jeśli więc prezes Boniek apeluje, i słusznie, by się nie upajać osiągniętym wynikiem, nie do końca przemawia do mnie jego argumentacja. Otóż twierdzi, że za jego kadencji był to najtrudniejszy z wywalczonych awansów (za: przegladsportowy.pl):

„Gdy wybierałem Adama Nawałkę na stanowisko selekcjonera, pojawiło się zwątpienie, ale osobiście miałem przekonanie, że pójdziemy w dobrą stronę. I tak się stało. Gdy jednak rezygnował, wyznał mi, że ten zespół musi przejść głęboką przebudowę, bo już coś nie funkcjonuje. Jest wypalony. Nikt tego głośno nie mówił. Ta opinia nie została dostrzeżona i zignorowana. Od czasu do czasu padały wypowiedzi ze strony piłkarzy, ukryte między słowami, że ta grupa szuka nowej identyfikacji. Dlatego Jerzy Brzęczek stanął i nadal stoi przed wielkim wyzwaniem. Spisuje się dobrze, bo przeprowadza nas przez trudną transformację. Nie wziął gotowej reprezentacji. Dziś widzę, że w szatni panuje dobry duch. To żywa ekipa, która nie boi się autokrytyki. Głośno komunikuje problemy. Jest bardzo świadoma swoich umiejętności – także braków. Dzięki doświadczeniu z poprzednich eliminacji, przygotowań i turniejów pracuje nad sobą. Nie boi się walczyć. Mecz z Macedonią Północną był sukcesem całej drużyny, która chciała za wszelką cenę osiągnąć cel. Wygraliśmy z przeciętną europejską drużyną. Cieszymy się, ale nie popadamy w przesadnią euforię. Zadanie wykonane. Jedziemy dalej”.

Panie prezesie, jak nikt głośno nie mówił, że „zespół jest wypalony”? Ja pisałem o tym, choć innymi słowami, gdy pan przedstawiał Jerzego Brzęczka, czyli nowego selekcjonera, którego WYBRAŁ:

„Przejmuje drużynę, której praktycznie nie ma. Trzeba starać się poskładać ją na nowo”.

Dlatego przy wszystkich zastrzeżeniach do Brzęczka nie wymagajmy od niego cudów, by radykalnie przebudował drużynę. Na taki zabieg mogą sobie pozwolić Hiszpanie czy Niemcy mając w kim wybierać. My mamy tak skromy potencjał (kolejny rok „łapanki” na lewego obrońcę!), że u obecnego selekcjonera grają praktycznie ci sami zawodnicy co i u poprzedniego, bo innych nie widać.

Cieszmy się więc z awansu średniej klasy drużyny do finałów mistrzostw Europy. Nawet z najsłabszej grupy eliminacyjnej.

▬ ▬ ● ▬