Od disco polo do...

Fot. Trafnie.eu

Cezary Kulesza nie jest już prezesem Jagiellonii Białystok. Będę potrzebował  czasu, by się z tym faktem oswoić. A może za chwilę znów będzie prezesem?

Odkąd sięgam pamięcią klub z Białegostoku kojarzy mi się z rządami właśnie jego. Po jedenastu latach postanowił ustąpić. Z pewnością zapisał się w historii Jagiellonii pozytywnie. Najlepiej widać to po pożegnaniu jakie zgotowali mu w centrum miasta sympatycy „Jagi” z transparentem - „Czarek dzięki!” Rzadko się zdarza, by tak żegnano prezesów. Często odchodzą w niesławie, znienawidzeni przez kibiców własnego klubu. Równie często towarzyszy temu wcześniej wyczerpująca wojna między zwaśnionymi stronami.

Kulesza zdecydowanie zasłużył na swoje pożegnanie. Za jego czasów Jagiellonia przestała być tylko jednym z ligowych klubów. Czyli przestała myśleć wyłącznie o utrzymaniu, a zaczęła walczyć o coś więcej. Zdobyła Puchar Polski i Superpuchar. I była naprawdę blisko mistrzostwa Polski, kończąc ostatecznie ligę na drugim miejscu.

Dziś gra na nowoczesnym stadionie, doczekała się ośrodka treningowego na miarę potrzeb. Oczywiście Kulesza sam wszystkiego nie zrobił, ale nie będzie dużej przesady w stwierdzeniu, że zastał klub drewniany, a zostawił murowany. Biorąc pod uwagę mniejszy potencjał miasta, w którym działał, bo Białemustokowi trudno się porównywać na przykład z Warszawą czy Poznaniem, zbudował naprawdę solidny klub. A przy tym nie pchał się na siłę do mediów, bo nie jest zdecydowanie typem narcyza, a codzienne wizyty na Twitterze nie są mu potrzebne do normalnego życia.

Potrafiłem dostrzec jego zalety już przed trzema laty porównując z…:

„Oto dwaj prezesi klubów - Mioduski w Legii i Cezary Kulesza w Jagiellonii. Ten pierwszy lubi pływać w tworzonych przez siebie zdaniach. Media go nie peszą, raczej dowartościowują. Bo poczucie wartości ma na poziomie zdecydowanie wyższym od przeciętnej. Skończone studia prawnicze na Harvardzie są argumentem trudnym do zlekceważenia.

I dla kontrastu Cezary Kulesza, czyli przykład kogoś, kto dzięki piłce nożnej wskoczył na zupełnie inny poziom życia. Pamiętam go z boiska, choć lepsze byłoby stwierdzenie, że raczej kojarzę nazwisko z określonym okresem bycia w kadrze Jagiellonii, bo występów za wiele nie zaliczył. I do piłkarskich orłów nie należał.

Ale miał inne zalety. Między innymi smykałkę do interesów i to już w czasach biegania za piłką. Bez kończenia wielkich uniwersytetów zajął się robieniem pieniędzy na muzyce disco polo. Z powodzeniem, co pozwoliło mu wrócić do Jagiellonii już w nowej roli. Dziś jest jej prezesem i jednocześnie wiceprezesem PZPN.

W mediach go prawie nie ma, choć to głównie dzięki niemu w Białymstoku zbudowano klub, który od kilku sezonów należy do krajowej czołówki. Zbudowano na miarę możliwości, czy nawet ponad ich miarę. Transferów dokonywano przemyślanych, a trenerów staranie wybierano i nie zwalniano z byle powodu”.

Z doborem trenerów i zawodników w ostatnich latach bywało różnie. Zakończony niedawno sezon w porównaniu z poprzednimi był słaby. Ale żeby go za taki uznać, najpierw należało zbudować klub o mocnych podstawach, co się niewątpliwie Kuleszy udało.

Choć nie wszystko w zarządzanej przez niego Jagiellonii zasługiwało na pochwały. Metody obchodzenia się z opornymi zawodnikami na pewno nie. A jak wyglądały, opisał szwedzki pomocnik Sebastian Rajalakso, który wiosnę 2014 roku spędził w Jagiellonii. I za dobrze pobytu w Białymstoku nie wspomina, o czym świadczy jego wypowiedź sprzed roku dla szwedzkiego dziennika „Aftonbladtet” (za: onet.pl):

„Wyrzucili trenera [Piotra Stokowca], który mnie ściągnął i zaczęły się czystki. Nie chciałem rozwiązać kontaktu, więc wrzucili mnie do rezerw (...) Pewnego dnia wezwali mnie wcześnie rano do klubu. Tam rzucili jakiś papier po polsku, stanęli nade mną i kazali podpisać. Odmówiłem, ale od razu pomyślałem, czy ja w ogóle powinienem tu siedzieć sam z polską mafią. Wskazywali na papier i kazali podpisywać. Gdy odmówiłem do pokoju wszedł starszy Pan. Przedstawili mi go, jako mojego nowego trenera. Od tego momentu trenowałem codziennie o 6:00 rano od poniedziałku do niedzieli. Biegałem po kilka godzin po lesie. Potem musiałem jechać na drugi koniec miasta, aby się zameldować i na śniadanie”.

Kulesza chce teraz zostać prezesem PZPN, oficjalnie zgłosił chęć startu w sierpniowych wyborach. Ciekawy jestem jak będzie związkiem rządził, gdyby ewentualnie je wygrał. To znacznie większe wyzwanie od kierowania klubem z prowincji, bez ujmy dla kogokolwiek z Białegostoku. Ale chyba wie na co się porywa?

▬ ▬ ● ▬