Ofiara bezgranicznej komercjalizacji

Fot. Trafnie.eu

Legia zagra w lutym dwa mecze z jednym z najsłynniejszych klubów na świecie. Na szczęście dla niej największe sukcesy odnosił dawno, dawno temu.

Tym klubem jest Ajax Amsterdam, a mecze z nim powtórką z Ligi Europejskiej z sezonu 2014/15. Legia przegrała wtedy, też w pierwszej wiosennej rundzie pucharowej, 0:1 w Amsterdamie i 0:3 w Warszawie. Drugi mecz był koszmarem. Rozgrywany przy pustych trybunach, a wcześniej rozbudzonych nadziejach, nie do końca wiadomo na jakiej podstawie, zakończył się prawdziwą katastrofą.

Miałem szczęście poznać dzieje Ajaksu dość dobrze dzięki mojemu przyjacielowi Davidowi Endtowi, związanemu z nim od zawsze. To historia klubu, który stał się największą ofiarą bezgranicznej komercjalizacji piłki nożnej. Za symboliczną granicę nowej ery można uznać sezon 1995/96. Ajax dotarł wtedy do finału Ligi Mistrzów, drugi raz z rzędu. Rok wcześniej pokonał w nim Milan 1:0. W następnym przegrał z Juventusem, choć dopiero po serii rzutów karnych.

To był koniec okresu wielkich sukcesów Ajaksu, podczas którego zdobył wszystkie najcenniejsze trofea w światowym futbolu! I, cóż za paradoks, właśnie wtedy przeniósł się z kameralnego stadioniku De Meer na supernowoczesny obiekt z zamykanym dachem - Amsterdam ArenA.

Teoretycznie Ajaksowi nie brakuje niczego. Fantastyczna historia, nowoczesny stadion, oddani kibice, finansowa stabilizacja, wspaniała praca z młodzieżą… Jego największą wadą jest... kraj, w którym rozgrywa mecze – Holandia. Niestety nie za duży, co znajduje przełożenie na wielkość lokalnego rynku, związane z nim prawa telewizyjne, poziom możliwych przychodów, itp., itd.

Kiedyś nie było to jeszcze tak ważne. Kiedyś, czyli w latach dziewięćdziesiątych, gdy Ajax mógł sobie pozwolić na rozpustę dotarcia dwa razy z rzędu do finału Ligi Mistrzów. Kolejne, po dziś dzień, są zarezerwowane wyłącznie dla przedstawicieli czterech najsilniejszych lig europejskich. Oczywiście poza 2004 rokiem, gdy w finale spotkało się Porto z Monaco. Ale to wyjątek potwierdzający regułę, raczej zbieg różnych okoliczności. Choćby początek wielkiej kariery nowego trenera na piłkarskich salonach – Jose Mourinho. Dziś Porto nie ma już szans na powtórzenie tamtego wyczynu.

Ajax nawet nie śmie o dawnych sukcesach pomarzyć. Odpadł w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów z rosyjskim Rostowem. Dlatego w lutym zagra z Legią w Lidze Europejskiej. Jest najwyżej dostarczycielem dobrze wyszkolonej siły roboczej dla futbolowych potęg. Żadna z największych gwiazd światowego futbolu nie podpisze kontraktu z klubem z ligi holenderskiej, bo to najwyżej druga, jeśli nie trzecia, liga europejska. Konkurowanie z klubami z Hiszpanii czy Anglii jest po prostu nierealne.

Oglądałem w ubiegłym tygodniu mecz Ajaksu ze Standardem Liege. To była ostatnia kolejka fazy grupowej Ligi Europejskiej. Drużyna z Amsterdamu miała już wcześniej zapewniony awans, więc jej trener posłał do boju kilku dzieciaków z klubowej szkółki. Nie wyglądali bynajmniej na zalęknionych. Grali odważnie, bez kompleksów, bo tak są szkoleni.

Komentator telewizyjny zastanawiał się co będzie, gdy trochę podrosną. Odpowiedź wydaje się prosta. Jeśli potwierdzą nieprzeciętny talent, kupią ich europejskie potęgi. Pozostali wtopią się w ligę holenderską. Ajax nie podskoczy żadnemu z gigantów.

Czy w lutym podskoczy Legii? Trener Jacek Magiera stwierdził, że drużyna z Amsterdamu będzie faworytem w dwóch meczach. Pewnie będzie, choć raczej nie jest lepsza od Sportingu Lizbona. Ciekawe, jak wypadnie ta konfrontacja. Mam nadzieję, że nie równie beznadziejnie, jak w 2015 roku.

Jeśli komercjalizacja futbolu będzie postępować tak dalej, może za ileś lat okaże się, że najsłynniejszy klub z małej Holandii nie ma już szans także z mistrzem dużo większej Polski...

▬ ▬ ● ▬