2016-09-15
ON, ONI i nauka języków w tle
Mecz Legii z Borussią Dortmund w Lidze Mistrzów był wyjątkowo przygnębiającym widowiskiem. I nie chodzi o sam wynik, tragiczny zresztą.
Dzień wcześniej apelowałem, by nie skreślać zawczasu Legii, mimo że teoretycznie nie miała szans na cokolwiek w konfrontacji z drużyną z Dortmundu. Bo jaki jest sens dokonywać egzekucji jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, nawet gdy brak jakichkolwiek racjonalnych przesłanek przemawiających za drużyną z Warszawy?
We wcześniejszych meczach kwalifikacyjnych do Ligi Mistrzów, choć rywale byli słabi, zawsze potrafiła spiąć się choć trochę i grała jednak ciut lepiej niż w Ekstraklasie czy Pucharze Polski. Miałem nadzieję, że tym razem, z dużo mocniejszym rywalem, dzięki wyjątkowej mobilizacji nie będzie tragicznie. I rzeczywiście nie było. BYŁO ZNACZNIE GORZEJ!
Nie chodzi o sam wynik. Borussia zmiażdżyła Legię w Warszawie 6:0. Po trochę więcej niż kwadransie prowadziła 3:0. Gdy skończyła się pierwsza połowa, w której nie padło więcej bramek, w przerwie można więc było uznać, że wynik i tak jest korzystny biorąc pod uwagę wydarzenia na boisku.
W Legii nie funkcjonowało dosłownie nic. Połowa zawodników starała się wyłącznie pozbywać piłki. Wyglądali na totalnie sparaliżowanych. Świadczyła o tym już pierwsza bramka zdobyta po zaledwie siedmiu minutach. Zdobył ją Mario Götze uderzając piłkę głową ze środka pola karnego, choć obaj stoperzy rywali są od niego co najmniej o pół głowy wyżsi.
Nie chcę się katować wymienianiem błędów popełnianych przez zawodników Legii. Niektóre zagrania wyglądały wręcz katastrofalnie. Trudno tłumaczyć wszystko brakiem dwóch kluczowych zawodników w defensywie (Michał Pazdan, Adam Hloušek). Jeśli ktoś od lat powtarza, że jego celem jest gra w Lidze Mistrzów, nie może pozwolić sobie, by nie posiadać w kadrze wartościowych zmienników. To samobójstwo. W takim kontekście trzeba więc chyba rozpatrywać sprzedaż w ostatnim dniu okna transferowego Igora Lewczuka.
Bo przecież trudno pastwić się na przykład nad Jakubem Czerwińskim, że grał na środku defensywy, jak grał. To był dla niego najważniejszy i najtrudniejszy mecz w dotychczasowej karierze. Za trudny, biorąc pod uwagę umiejętności i skromne boiskowe doświadczenie. Zawsze będę powtarzał – nie wymagajcie od piłkarzy więcej niż potrafią!
Łukasz Piszczek, polski rodzynek w składzie Borussii, został zapytany po meczu, czy spodziewał się, że będzie tak łatwo? Sprytnie uciekł z odpowiedzią mówiąc:
„Przede wszystkim cieszymy się z wysokiego zwycięstwa”.
Trener Besnik Hasi na konferencji prasowej udowodnił, że obowiązuje zasada – ON i ONI. ON jak zwykle zbeształ swoich zawodników, dając konkretne przykłady jak ONI grali beznadziejnie. Sobie raczej nie miał nic do zarzucenia, choćby w zestawieniu składu, bo przecież „mógł wpuścić na boisko tylko tych, których miał”.
Mecz z Borussią pokazał, że Legia kompletnie nie funkcjonuje jako zespół. Wbrew temu, co opowiada jej trener, właśnie jemu należałoby zadać pytanie – DLACZEGO? Od początku sezonu karmiono się jeszcze iluzją lepszego świata, do którego trzeba się dostać, podporządkowując wszystko (krajowe rozgrywki) temu celowi. Lepsza forma i gra miała być w Lidze Mistrzów. Ale środowy mecz pokazał, że jest jeszcze gorzej. I nie widać też nadziei na jakąkolwiek poprawę.
Oczywiście zmiany w klubowej kadrze były ogromne. Nowych piłkarzy trzeba jeszcze poskładać w drużynę, na co potrzeba zawsze czasu. Ja jednak daję Hasiemu coraz mniejsze szanse na sukces w tym względzie. Dla mnie nie ma w tej chwili na Łazienkowskiej drużyny. Jest tylko ON i ONI, a między nimi coraz głębsza przepaść.
Fajnie by było, gdy od razu spróbować zapomnieć o koszmarnym meczu. Niestety jego koniec stanowił dopiero początek problemów dla Legii. Choć doping cały czas był fantastyczny, zachowanie na trybunach już nie. Dlatego o drugiej w nocy (!) został wysłany do mediów komunikat w trzech językach (także po niemiecku i angielsku):
„W związku z incydentami, jakie miały miejsce podczas dzisiejszego meczu Ligi Mistrzów UEFA pomiędzy Legią Warszawa i Borussią Dortmund niniejszym oświadczamy, że:
1) Nie są prawdziwe medialne doniesienia, jakoby kibice Legii mieli skandować „Juden Juden BVB”. Ustalono, że kibice śpiewali „Nutte Nutte BVB”. Jest to obraźliwa dla Borussii Dortmund i jej kibiców przyśpiewka śpiewana przez kibiców innych niemieckich drużyn – nie ma ona jednak żadnego kontekstu rasistowskiego czy antysemickiego. Niemniej jednak z całego serca przepraszamy zarówno niemieckich, jak i polskich fanów Borussii Dortmund, którzy poczuli się dotknięci.
2) Wobec wszystkich osób uczestniczących w naruszeniu porządku publicznego na Trybunie Zachodniej oraz w sektorze gości zostaną wyciągnięte bezwzględne konsekwencje.
Władze Legii Warszawa”
Czyli już wiadomo – w Lidze Mistrzów można nie tylko zarobić wielkie pieniądze. Można też dostać kary. I Legia na pewno takie będzie musiała zapłacić. Skoro klub zdecydował się na wysłanie komunikatu w środku nocy, sprawa jest poważna i będzie traktowana jako kolejna recydywa (także odpalenia petard, o których nie było mowy w komunikacie). Kibice z Warszawy mają przecież obszerną kartotekę w UEFA.
Podsumuję to wszystko pytaniem – czyż nie miałem racji pisząc niedawno, że to przeklęta Liga Mistrzów?
▬ ▬ ● ▬