Pan prezes powiedział…

Kolejny raz powrócił temat ewentualnego powołania do reprezentacji Polski pewnego zawodnika. Tym razem w przekornej formie, jako rodzaj… triumfu.

Chodzi o Sonny’go Kittela, w zakończonym właśnie sezonie piłkarza drugoligowego niemieckiego HSV Hamburg, posiadającego polskie korzenie. Przypomnę, że na jesieni ubiegłego roku zrobiło się wokół niego głośno w rodzimych mediach, gdy próbowano go polecić Jerzemu Brzęczkowi. Dość stanowczo sprzeciwił się wtedy pomysłowi prezes PZPN Zbigniew Boniek.

Właśnie znów zabrał głos na jego temat, gdy wspomniany zawodnik rozegrał podczas weekendu swój ostatni mecz w sezonie. Na swoim ulubionym Twitterze Boniek zamieścił wpis pod tytułem: „Dziennikarskie propozycje”. Dołączył do niego dwa drwiące w wymowie emotikony, co należy odebrać za rodzaj jednoznacznego komentarza do tych wcześniejszych propozycji. A oto uzasadnienie pana prezesa:

„Informacyjnie: wpychany do kadry Sonny Kittel wraz ze swoim HSV wypadł poza miejsce barażowe i nie zagra w Bundeslidze. Kittel na wiosnę głównie wchodził na zmiany, bez specjalnych zdobyczy bramkowych. Jakoś ucichł jego temat w naszych dziennikarskich kręgach”.

Boniek od razu został w mediach upomniany (za: wp.pl):

„Kittel w tym sezonie rozegrał 31 spotkań w 2. Bundeslidze. Zdobył w nich jedenaście bramek i zaliczył siedem asyst. Boniek mylił się przedstawiając statystyki piłkarza Hamburger SV, gdyż ten w rundzie wiosennej zagrał w trzynastu meczach, z czego dziesięć rozpoczynał w podstawowym składzie. Opuścił tylko trzy pojedynki, kiedy to nie znalazł się w kadrze HSV”.

To jednak najmniej ważne i dowodzi pewnej naiwności w postrzeganiu rzeczywistości. A to tylko jeden z kilku wniosków jaki można wyciągnąć z powstałego zamieszania wokół nieszczęsnego Kittela.

Po pierwsze, Boniek udowodnił swoim wpisem, że ma dobra pamięć szczególnie do osób posiadających innego od niego zdanie. Wynika z tego drugi wniosek, że jako ten, który zawsze lubi mieć rację, nie przegapi żadnej okazji, by pokazać, że jego zawsze musi być na wierzchu. I trzeci wniosek, chyba najważniejszy - co powie pan prezes, jest święte. Ten ostatni dedykuję szczególnie naiwnym redaktorom.

Bo czyż przed dwoma laty bez przesadnej skromności nie zadeklarował po nominacji Jerzego Brzęczka na selekcjonera: „Wybrałem!”? Słusznie, powiedział przecież prawdę. Gdy później, niby między wierszami napomknął, że nie jest wcale pewne, by Brzęczek prowadził kadrę także w finałach mistrzostw Europy przełożonych o rok, natychmiast zrobiło się wielkie zamieszanie. Wtedy pan prezes oficjalnie zakomunikował, że zostawia go na selekcjonerskim stołku na kolejne dwanaście miesięcy, pokazując tym samym kto i jak niepodzielnie rządzi.

Dlatego wspominanie o jakimś Kittelu w kontekście jego ewentualnej gry w reprezentacji, pytanie o niego Brzęczka, było szczytem naiwności, abstrahując nawet od tego, po co miałby do niej zostać powoływany. Należało lepiej słuchać co powiedział pan prezes. A powiedział już dawno, że powołany nie będzie, że w ogóle „nie ma jego tematu”! A co pan prezes powie, jest przecież święte.

▬ ▬ ● ▬