Po co martwić się na zapas?

Fot. Trafnie.eu

Pojawił się temat, który pojawić się musiał. Biorąc pod uwagę przewagę w tabeli, trzeba wreszcie poważnie rozważyć, że mistrzem Polski zostanie Lechia Gdańsk.

Nie sądzę, by taki wariant wielu brało pod uwagę przed rozpoczęciem rozgrywek. Ze względu na zawirowania w klubie od kilku lat (problemy finansowe, karne odbieranie punktów itp., itd.) spodziewałbym się wszystkiego, tylko nie mistrzostwa. Ponieważ piłka bywa przewrotna i uczy pokory, mamy to, co mamy.

Czyli po ostatniej kolejce Lechia ma aż siedem punktów przewagi na Legią, dla której brak mistrzostwa stanowić może „obciach”, jak lubił mawiać jej były prezes Bogusław Leśnodorski. Na razie „obciachem” jest to, co się ostatnio w warszawskim klubie dzieje. Najpierw poza boiskiem, a ostatnio także na nim. Ale nie można się nikomu zabronić bawić tak, jak ma ochotę.  

Te siedem punktów robi wrażenie, więc trafiłem w mediach na rozważania o mistrzowskiej Lechii. Czy dowiezie przewagę do końca rozgrywek? Tego na razie nie wie nikt, choć wielu, szczególnie trener Piotr Stokowiec, bardzo by wiedzieć chciało.

Rozważania nad jego drużyną przypominają sinusoidę. Z jednej strony wyliczenia – najwyższa przewaga nad drugim w tabeli rywalem na tym etapie rozgrywek odkąd wprowadzono system ESA37. Z drugiej, irytujące uwagi, że Lechia lideruje tylko dlatego, że inni potencjalni kandydaci do mistrzostwa grają wyjątkowo słabo, że poziom ligi tragiczny. To już nie problem gdańskiego klubu, tylko jego rywali.

Albo inny argument, że Lechia niby wygrywa, ale grą nie zachwyca. Na miejscu Stokowca, słysząc podobne uwagi, odpowiadałbym rywalom – róbcie to samo! Bo przecież w piłce liczy się przede wszystkim skuteczność. Trudno więc mieć do trenera pretensje, że potrafi maksymalnie wykorzystać potencjał zawodników, których posiada.    Czy Leicester City też ma przepraszać za tytuł mistrza Anglii zdobyty przed trzema laty? Czy to wina tej drużyny, że rywale o dużo większym potencjale mieli akurat słabszy sezon?

Siedmiopunktowa przewaga Lechii robi wrażenie, ale na koronację zdecydowanie za wcześnie! Przewagę trzeba jeszcze utrzymać, czyli wytrzymać ciśnienie, które z każdą kolejką pewnie będzie narastać. Może okazać się równie trudnym rywalem, jak ci na boisku. Czyli zaczyna się najtrudniejszy okres dla lidera.

Sam zadałem sobie niedawno pytanie, co może osiągnąć Lechia w europejskich pucharach, jeśli zostanie mistrzem? Nie ma przecież żadnego doświadczenia w rozgrywkach. Gdyby tytuł zdobyła Legia, najwyżej sklasyfikowana w rankingu UEFA spośród polskich klubów, mogłaby liczyć na rozstawienie, przynajmniej w pierwszych rundach kwalifikacyjnych do Ligi Mistrzów.

Ale z drugiej strony – jakie to ma znaczenie? Przecież Legię ostatnio lał w europejskich pucharach kto chciał. Po co więc się łudzić, że tym razem mogłoby być lepiej? Może inna drużyna grająca do bólu pragmatycznie będzie w stanie pokonać jakiegoś mistrza Luksemburga lub innego rywala tej klasy? Nie ma sensu martwić się na zapas.  

A poza tym, czy ktoś wyobraża sobie mistrzostwo zdobyte przez Ricardo Sa Pinto? Kogo jeszcze pogoniłby wtedy z klubu? Ilu jeszcze portugalskich zawodników dokupił? Co jeszcze by wymyślił? Dlatego trzymam kciuki za Stokowca…

▬ ▬ ● ▬