Prawie dwadzieścia lat...

Fot. Trafnie.eu

W kończącym się tygodniu łatwo wskazać tego, który koncentrował na sobie uwagę w polskiej piłce. Choć mnie bardziej zainteresował ktoś w jego cieniu.

W okresie świąteczno – noworocznym redaktorom piszącym o futbolu wprost spadł z nieba Paulo Sousa. Przez cały tydzień mieli co robić od rana do wieczora. Ciągle mają, bo portugalski trener nie daje o sobie zapomnieć. Albo oni nie chcą zapomnieć o nim, skoro gwarantuje, bezpośrednio lub pośrednio, tematy do nowych odcinków portugalsko-brazylijskiej telenoweli w tym niezbyt obfitującym w piłkarskie wydarzenia okresie.

Mnie jednak bardziej od Sousy interesuje ten, który go zatrudnił. Gdy wszyscy, ja oczywiście też, śledzili perypetię zmiany pracy przez Portugalczyka, w tym samym czasie równie uważnie analizowałem także zachowanie i wypowiedzi Zbigniewa Bońka.

Zaczęło się w dobrze znanym stylu. Jeszcze przed kilkoma dniami stwierdził w internetowym programie „Prawda Futbolu” z typową dla siebie butą (za: gol24.pl):

„Za co ja mam przepraszać? Że Sousa idzie do Flamengo? I czym mam być załamany? Że Sousa przestanie prowadzić reprezentację Polski? Załamany byłem po meczu ze Słowacją, bo przegraliśmy mecz, w którym nie byliśmy gorsi. Na pewno jednak boli to, że Sousa nie powstrzymał swojego agenta przed robieniem ruchów na rynku. Z punktu widzenia ludzkiego odejście w stronę zdecydowanie większych pieniędzy jest normalne. Tak zrobiłoby 90% ludzi, którzy krytykują Sousę. Cztery razy większa pensja i co? Wiadomo”.

Choć końcówka wypowiedzi była już nieco inna:

„Ale ręce mi opadają na widok tej sprawy. Bolą te wywiady Sousy z 14 grudnia. Trener miał stworzone świetne warunki, był akceptowany przez nowy zarząd PZPN-u”.

Pod koniec tygodnia, gdy trener namaszczony przez niego na selekcjonera został sponiewirany w rodzimych mediach, w wypowiedziach tego, który w styczniu dał mu pracę, było już zdecydowanie mniej buty. W programie „Gość Wydarzeń” w „Polsacie” stwierdził (za: se.pl):

„Zakopmy ten dół z nazwiskiem Sousa, a jak chcecie to mogę powiedzieć - dobra niepotrzebnie go wziąłem, mogłem wziąć kogoś innego zza granicy, ale też nie wiem jakby się to skończyło. Sousa się skompromitował i zawiódł wielu z nas”.

Gdy prowadzący program mu nie odpuszczał, dodał:

„Panie redaktorze co Pan ode mnie chce, mam tu uklęknąć? Może rzeczywiście popełniłem błąd. Nie popełnia ich ten, co nic nie robi”.

Czyżby były prezes PZPN wreszcie nabrał choć trochę pokory? W to nie uwierzę! Może raczej zrozumiał, że pójście na dalszą wymianę ciosów nie ma sensu, bowiem przeciwna strona ma za dużo przygniatających wręcz argumentów. To raczej taktyka na przeczekanie trudnej chwili…

Chciałem jednak zwrócić uwagę na co innego. Już sama próba oceniania w kategoriach moralnych Sousy przez Bońka wydaje się śmieszna. Przecież w 2002 roku zrobił to samo. Zostawił reprezentację Polski na samym początku eliminacji do mistrzostw Europy po przegranym meczu towarzyskim z Danią w Kopenhadze!!! I do dziś nie wyjaśnił dlaczego. Nie przeszkodziło mu to przez prawie dwadzieścia lat wypowiadać się w roli autorytetu w rodzimych mediach na temat (nie tylko) polskiej piłki. Nie przeszkodziło mu też w piastowaniu funkcji prezesa PZPN przez ponad dwie kadencje.

Przez prawie dwadzieścia lat wszelkie niewygodne pytania, jak choćby te o bukmacherkę (odpowiedź [cytowana z pamięci] – „Jestem obywatelem Włoch i polskie prawo mnie nie obowiązuje”), odbijały się co najwyżej od tarczy stworzonej z buty i arogancji. Inni zapatrzeni w niego woleli współtworzyć wizerunek wielkiego prezesa związku.

Na szczęście nie byłem w tym peletonie i z satysfakcją stwierdzam, że jeszcze kilka osób od początku postrzegało pana prezesa jak ja. Wśród nich jest z pewnością Jan de Zeeuw, były dyrektor reprezentacji Polski za kadencji Leo Beenhakkera. Przed kilkoma dniami przypomniał okoliczności z 2007 roku, gdy Polska starała się wraz z Ukrainą o organizację Euro 2012 (za: wp.pl):

„Leo często się go pytał: »Zbyszek, ty zawsze siedzisz i krytykujesz nas, dlaczego nie pomagasz?«. On nie miał czasu. Kto poleciał do Cardiff [na uroczystość ogłoszenia gospodarzy mistrzostw], gdy Listkiewicz do mnie dzwonił? Mówili: »wy macie Bońka, ale ten patrzy na Włochy i nie pomaga«. Dlatego był fałszywym »pseudoprezesem«”.

Szkoda, że inni potrzebowali dopiero telenoweli z Sousą, by bardziej krytycznie spojrzeć na byłego prezesa PZPN.

I jeszcze będzie puenta w postaci wpisu na Twitterze Kamila Glika:

„To jak to jest? Top czy nie top”.

Dla mnie zdecydowanie nie był skierowany do Sousy, tylko do byłego prezesa PZPN. Bo ten przy zatrudnieniu Portugalczyka tak go właśnie zachwalał, a chyba nie jest ulubieńcem reprezentacyjnego obrońcy.

▬ ▬ ● ▬