2021-12-28
A trupy już wypadają
W mocno subiektywnym podsumowaniu kończącego się roku, po rozdawaniu ostatnio prezentów pod choinkę, dziś o tych, którym należy się najwyżej rózga.
Ten tekst miał powstać wcześniej i prawie powstał, gdy nagle w niedzielny wieczór bohaterem rodzimych mediów stał się Paulo Sousa, odsuwając inne tematy na dalszy plan. Przemyślną dezercją przed marcowym meczem barażowym z Rosją zasłużył nie na jedną rózgę. Nie zasłużył jednak, by poświęcać mu zbyt wiele miejsce w kolejnym tekście podsumowującym rok, więc posłuży mi tylko jako punkt odniesienia do wypunktowania tego, który go zatrudnił.
Zbigniew Boniek, były już prezes PZPN, gdy żegnał się po ponad dwóch kadencjach, uraczył obecnych na zjeździe związku stwierdzeniem z typową dla siebie skromnością:
„Wychodzę dumny i szczęśliwy. Zostawiam PZPN w bardzo dobrej sytuacji, gdzie każdy może mu zazdrościć”.
Niestety jego tradycyjne dobre samopoczucie nie wytrzymuje już konfrontacji z rzeczywistością. Gdy obejmował prezesurę, miały za chwilę zacząć wypadać „trupy z szafy” po poprzedniej ekipie. Dziękować Bogu, upłynęło już dziewięć lat, a jakoś nie wypadają. Za to upłynęło ledwie dziewięć tygodni od ustąpienia ostatniego prezesa, a już pierwsze zaczęły wypadać.
Najpierw… (za: se.pl):
„Do warszawskiej prokuratury wpłynęło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Zbigniewa Bońka. Sprawa dotyczy okresu, gdy był on prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Zbigniew Boniek miał przeznaczyć ogromne pieniądze z budżetu PZPN na obsługę prawną prywatnego procesu z dziennikarzem Piotrem Nisztorem. - Wyrządzi szkodę majątkową w wielkich rozmiarach - czytamy w zawiadomieniu do prokuratury”.
I jeszcze konkretna kwota:
„Okazuje się, że pieniądze dla prawników szły z konta związku piłkarskiego. A koszta nie były małe, bo według ustaleń portalu [sportowy24.pl] wyniosły 380 tysięcy zł. To zdecydowanie więcej niż cały PZPN wydaje na prawników we wszystkich pozostałych sprawach”.
W niedzielne popołudnie z szafy wypadł kolejny… No, może nie wypadł, ale sam wyskoczył, jak królik z kapelusza, namaszczony w styczniu przez Bońka na selekcjonera reprezentacji Polski. Paulo Sousę ta funkcja przestała już interesować, gdy otrzymał ofertę z brazylijskiego klubu. Były prezes skomentował w niedzielny wieczór jego zachowanie na Twitterze (pisownia oryginalna):
„Bez Sousy tez PL⚽️ sobie poradzi, nie ma co płakać. Z niewolnika nie ma……….. Niestety wielu postąpiłoby podobnie… wykonuje piękny, ulubiony zawód i dają mi jeszcze 5 razy więcej… Taka dzisiejsza rzeczywistość… smutne ale prawdziwe”.
W poniedziałkowy poranek dodał jeszcze:
„Paulo Sousa stawiając pieniądze przed przyzwoitością czy zasadami stracił chyba wszystko w naszej rzeczywistości. Uważam jednak ze teraz zadziała wkur…. całej grupy i szanse w barażach się zwiększą. Nowy Prezes niech zrobi dobry wybór (trzymam kciuki) i gramy dalej”.
Oba komentarze w dobrze znanym stylu. Bo w obu widoczny jest przede wszystkim zupełny brak pokory. Gdy Boniek zwalniał Jerzego Brzęczka przekonywał, że najpierw dobrze wybrał, a potem w odpowiednim momencie go pogonił. Gdy zatrudniał Sousę twierdził, że to absolutny „top” wśród trenerów. Teraz przekonuje, że polska piłka sobie bez niego poradzi. Poradziłaby sobie bez niego na pewno, ale niestety został w styczniu wybrany przez Bońka, bez którego od kilku miesięcy PZPN też świetnie sobie radzi.
Choć z pewnością sprawdziła się już teza, że „teraz zadziała wkur…. całej grupy”. Już zadziałało w grupie internautów. Wystarczy poczytać ich komentarze na temat byłego prezesa i jego radosnej twórczości. I rzeczywiście nie ma co płakać nad Sousą, szkoda czasu, bo trzeba teraz pilnie posprzątać po wynalazku poprzedniego prezesa PZPN.
Dariusz Mioduski stara się posprzątać sam po sobie. To, co właściciel Legii Warszawa zrobił z tym klubem, wymyka się wszelkim skalom. Po prostu udowodnił, że niemożliwe nie istnieje.
Drużyna aktualnego jeszcze mistrza Polski zajmuje po pierwszej części sezonu miejsce w strefie spadkowej! I chyba tylko najwięksi optymiści próbują się oszukiwać, że przecież ma do rozegrania jeszcze jeden mecz zaległy. A ponieważ niemożliwe nie istnieje, więc coraz więcej osób zaczyna dostrzegać możliwość degradacji. Nie twierdzę, że do niej dojdzie, ale bałbym się jednoznacznie stwierdzić, że na pewno nie dojdzie.
A że sytuacja nie jest łatwa, przekonał się nowy – stary trener Aleksandar Vuković, którego drużynę zlał strasznie na Łazienkowskiej w ostatniej jesiennej kolejce Radomiak Radom, czyli beniaminek.
Właściciel Legii z typową dla siebie gracją realizował przez lata różne pomysły, a najbardziej lubił zmieniać trenerów. Podkreślałem kilka razy, że kto to często robi, zatrudnia nie tych co trzeba. A skoro nie tych, co trzeba, po prostu się na tym nie zna!
„Nie dałby rady. Vuković do dziś nie rozumie tego, że sytuacja nie była, z różnych względów, pod jego kontrolą”.
I teraz wyciągnął go z poczekalni każąc wydobyć drużynę z dziesięć razy poważniejszego kryzysu? Sam w ten sposób dopisał żałosną puentę do własnych działań.
I jeszcze mój ulubiony ulubieniec Jan Tomaszewski. Podsumowanie roku bez niego byłoby niemożliwe. Bo któż inny potrafi wygadywać tyle bzdur? Wspomnę tylko te, które najlepiej utkwiły mi w pamięci. Przed startem eliminacji do mistrzostw świata lansował teorię (sport.tvp.pl)
„Z Anglią zagramy o zwycięstwo. Jak równy z równym”.
Potem wygadywał brednie, że stać nas na półfinał mistrzostw Europy, bo mamy przecież „najlepsze piłkarskie pokolenie w historii”. Wreszcie wygłosił apel, który mógłby kandydować do bzdury roku. Po pobiciu piłkarzy Legii przez ich własnych kibiców, stwierdził (za: se.pl):
„Ci, którzy to zrobili, powinni się przyznać”.
Pewnie kolejny dzień trzęsą się ze śmiechu, jeśli ten apel przeczytali!
Panie Janie - do zobaczenia w przyszłym roku! Nie mam najmniejszych wątpliwości, że pozostanie pan w nim moim ulubionym ulubieńcem i dostarczy mnóstwo tematów, jak we wszystkich poprzednich latach, do komentowania.
▬ ▬ ● ▬