Przeklęte puchary

Fot. Trafnie.eu

Rozpoczął się coroczny koszmar polskiej piłki. Lipiec zawsze stanowi bolesny początek sprowadzania do parteru rozbujałych ponad miarę ambicji.

Wiadomo przecież od lat, że Ekstraklasa jest najlepszą ligą na świecie. To znaczy byłaby na pewno, gdy nie te przeklęte, wredne europejski puchary, które już na początku sezonu weryfikują wartość polskich drużyn. Tym razem zaczęło się jeszcze wcześniej, bo nawet w czerwcu. I zaczęło się bez wielkich problemów, co godne podkreślenia. Bywały bowiem lata, choćby ubiegłe, że nawet pierwsza runda kwalifikacji Ligi Europejskiej stanowiła kres udziału w niej przedstawicieli Ekstraklasy.

Tym razem Lech i Jagiellonia przeszły przez nią gładziutko. Czy tylko ze względu na słabość rywali, pozostawiam każdemu do własnej oceny. W drugiej rundzie już tak pięknie nie jest. Czytam, bo meczu nie widziałem, że Lech uratował się przed kompromitacją w Norwegii. Kompromitacją nazwano wynik 0:3 z drużyną FK Haugesund. Nie wiem, czy to rzeczywiście byłaby kompromitacja, gdyby przegrał trzema bramkami?

Norwescy piłkarze w wypowiedziach dla miejscowych mediów spodziewali się „łatwego meczu”! Czyli z ich punktu widzenia wynik 3:0 stanowiłby tylko potwierdzeniem oczekiwań. Kompromitacją było raczej to, że w samej końcówce dali sobie strzelić dwie bramki. Bo porażka Lecha 2:3 na szczęście niczego jeszcze nie przesądza i daje w rewanżu realną szansę na awans.

Jagiellonia uzyskała wyjątkowo cenny remis w Azerbejdżanie. Jej przeciwnik Qabala FK to silniejszy (w teorii) i bogatszy klub od tego z Białegostoku. Cieszy więc wyjazdowy remis 1:1. Choć mecz rewanżowy za tydzień będzie równie trudny, jak ten rozegrany w Baku.

Reasumując – na razie, w połowie drugiej rundy kwalifikacyjnej, w grze w europejskich pucharach są wszystkie polskie drużyny. Dwie już w trzeciej rundzie. Jedna z nich pod warunkiem, że w rewanżu nie wystawi do gry jakiegoś zawodnika pauzującego za kartki.

W piątek odbyło się w Nyonie losowanie par trzeciej rundy. W Lidze Mistrzów Legia może zagrać z drużyną FK Astana (jeśli wyeliminuje w rewanżu łotewski Spartaks Jūrmala, po wygranej na wyjeździe 1:0). Wyprawa do Kazachstanu dla niej to nie pierwszyzna. A szczególnie dla jej kibiców. Przed trzema laty grała tam z FK Aktobe. Najpierw odbył się inny mecz na pięści na ulicach miasta. Miejscowi bandyci nie mogli przegapić wymarzonej okazji, by sprawdzić się z gośćmi z Warszawy, za którymi ciągnie się (niestety zasłużona) chuligańska fama. Kazachska policja nie jest więc chyba zachwycona tym losowaniem.

Już przeczytałem, że Legia może być nawet rozstawiona w czwartej rundzie! Znów kogoś poniosło. Najpierw trzeba przejść trzecią. Na szczęście inni zauważyli, że Astana to stadion ze sztuczną nawierzchnią, na której o mało nie przegrała przed rokiem reprezentacja Polski. A występująca tam drużyna przed dwoma laty grała w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Może więc warto poczekać chociaż na wynik pierwszego meczu w Kazachstanie przed rozstawieniem Legii?

W trzeciej rundzie Ligi Europejskiej Arka Gdynia, zaczynająca rywalizację dopiero na tym etapie rozgrywek, spotka się z kimś z pary Ferencvaros – Midtjylland. Większe prawdopodobieństwo, że z Duńczykami, którzy wygrali pierwszy mecz w Budapeszcie 4:2, i faworytem nie będzie.

Jeśli do trzeciej rundy awansują dwie pozostałe drużyny, trafią na rywali z silniejszych lig: Jagiellonia na Panathinaikos Ateny, a Lech pewnie na holenderski FC Utrecht (w pierwszym meczu na Malcie zremisował bezbramkowo z Valettą).

Gdyby wszystkie polskie zespoły wywalczyły awans do czwartej rundy, byłby to niemal cud. Na razie niech w komplecie zagrają chociaż w trzeciej!

▬ ▬ ● ▬