Przypomnę tylko...

Fot. Trafnie.eu

Od kilku dni na łamach mediów rozgrywane są dwa mecze reprezentacji Polski. Zastanawiam się, czy wszyscy zauważą, gdy piłkarze wyjdą już na boisko.

Właściwie najlepiej by było, gdyby nie wychodzili. Nawet ci, którzy mają pewne wątpliwości co do przebiegu zbliżających się meczów eliminacyjnych do EURO 2020 z Łotwą i Macedonią Północną, nie mają żadnych wątpliwości, że Polska na pewno awansuje do finałów! Najlepiej byłoby dopisać jej sześć punktów, by już nie musiała męczyć się z najsłabszymi, w teorii, drużynami w grupie. 

Ponieważ uznano, że reprezentacja najbardziej męczy się ostatnio sama ze sobą, kto może, stara się pomóc w rozwiązaniu problemu. Dyskusja – co zrobić, by Robert Lewandowski znów strzelał (nie tylko dla Bayernu) bramki – nabrała już ogólnonarodowego charakteru. 

Każdy ma swoją teorię, ale nie każdy na tyle dobrą pamięć, by wygrzebać z niej istotne fakty. Większość na szczęście pamięta, że przed sześcioma laty też była strzelecka niemoc, a ja pamiętam, że niektórzy nawet domagali się posadzenia Lewandowskiego na ławce. Na szczęście nie oskarżonych, ale rezerwowych. I na szczęście bezskutecznie. Miałem odwagę go wtedy bronić, co dziś przypominam z dumą.

Widać postęp, bo teraz już nikt nie ma odwagi podobnych głupot wypisywać i wygadywać, tylko podpowiada, jak ustawić drużynę, by pomogła maksymalnie spożytkować umiejętności zawodnika z pewnością światowej klasy.

Szkoda, że praktycznie nikt nie pamięta podobnych problemów podczas imprezy uważanej przez rodzime media za kosmiczny sukces reprezentacji. Przecież podczas EURO 2016 we Francji problemy były identyczne, a po meczu z Ukrainą gwarantującym wyjście z grupy, Lewandowski już nie wytrzymał i stwierdził:

„Przede wszystkim sytuacji nie ma. Jak strzelać bramki, jak ma się jedną na trzy mecze?”

A Kamil Glik wtedy wyjaśnił:

„Nie jesteśmy reprezentacją ze światowego topu. Nie oczekujmy więc, ze będziemy grę zawsze prowadzić. Zdarzają się też przestoje i mamy świadomość, że to nie był jakiś super mecz w naszym wykonaniu”.

Przypomnę tylko, że we Francji orły, jeszcze wtedy, Adama Nawałki strzeliły w pięciu meczach zaledwie cztery bramki. I przypomnę jeszcze, że działo się to podczas imprezy, po powrocie z której polscy piłkarze byli witani w ojczyźnie nawet nie jak mistrzowie Europy, ale wręcz mistrzowie świata.

W tym tygodniu mają zlać Łotwę i Macedonię Północną zdobywając sześć punktów. To obowiązek! Nie natrafiłem nawet na jedną opinię biorącą pod uwagę inny scenariusz. A co będzie, jeśli w tych meczach sześciu punktów nie zdobędą?

Oczywiście Łotwa i Macedonia Północna zamykają tabelę grupy G, ale ta druga ma jedynie trzy punkty straty do drugiej Słowenii i ciągle realne szanse na awans. Przypomnę tylko, że w rozegranych na wiosnę meczach z obu rywalami piłkarze Jerzego Brzęczka męczyli się strasznie. Po tym w Skopje wybuchła wręcz narodowa histeria pod hasłami: „wstyd” i „tego nie da się oglądać”. Trochę więc brak logiki w oczekiwaniu łatwych sześciu punktów, skoro całkiem niedawno wyszarpano je z takim trudem.

W piłce lepiej być ostrożnym. Jak się próbuje wygrywać mecze jeszcze przed wyjściem na boisko, można się srogo oszukać. Czekam ze spokojem na te dwa drużyny Brzęczka, mając nadzieję na korzystne rezultaty. Choć wiem, że na pewno nie będą tak łatwe, jak większości się wydaje.

▬ ▬ ● ▬