Rodzaje odpowiedzialności

Fot. Trafnie.eu

Sprawa zwolnienia z posady selekcjonera reprezentacji Polski Jerzego Brzęczka pozostaje kluczowy tematem rodzimych mediów. I nie tylko mediów.

Zadzwonił znajomy, który czytał mój poprzedni tekst i stwierdził, że nie ze wszystkim się zgadza. Świetnie, gdyby wszyscy się ze wszystkimi zgadzali, byłoby nudno, albo świat niechybnie zmierzałby do zagłady. A dyskusja połączona z wymianą poglądów działa zawsze twórczo.

No to wymieniliśmy poglądy na temat tego, kto powinien wybierać selekcjonera. Znajomy twierdzi, że jednym z największych problemów kraju, w którym żyjemy, jest rozmyta odpowiedzialność. I dlatego dobrze, że Zbigniew Boniek sam wybiera selekcjonera. Bo skoro sam wybiera, odpowiedzialność za decyzję też ponosi sam.

Mam na ten temat inne zdanie i postaram się szerzej je uargumentować. Otóż nawet jeśli zarząd PZPN udzielił prezesowi zgody na wspomniane jednoosobowe działania, nie może być tak, że cały związek, którym rządzi, dowiaduje się z Twittera o zwolnieniu jednej z najważniejszych osób w polskiej piłce! To nie jest jego prywatne księstwo, choć nawet może mu się wydawać, że jest. A już na pewno bezkrytycznie wierzy w swoją gwiazdę, o czym świadczy poniższy fragment sprzed dwóch dni (za: onet.pl):

„Skoro podjąłem decyzję o zwolnieniu Jurka, to jest to decyzja dobra i przemyślana”.

I druga kwestia, o jakiej odpowiedzialności mówimy? Czy ktoś naprawdę wierzy, że w tak funkcjonującym związku ktokolwiek zechce pociągnąć prezesa do odpowiedzialności? Przecież w 2018 roku zakomunikował światu – „WYBRAŁEM” i widać było, że świetnie się z tym czuje. Wtedy decyzja też była najlepsza, choć niektórzy nieśmiało zwracali uwagę, że wybrańcowi pana prezesa wyraźnie brakuje doświadczenia, by objąć odpowiedzialny stołek. Przypomnę, co sam o tym pisałem:

„Rzeczywiście za duże nie jest, więc to projekt Bońka (Wybrałem!) dość ryzykowny. I dość szybko okaże się w praktyce jak bardzo. Życzę Brzęczkowi by zdolnościami trenerskimi skutecznie nadrobił braki doświadczenia”.

No i okazało się, że autor ryzykownego projektu w pewien mroźny styczniowy dzień postanowił go zakończyć, choć jeszcze dwa miesiące wcześniej bronił, jak kiedyś partia broniła socjalizmu. Oczywiście tym razem też wiedział lepiej, jak zwykle zresztą. Jego ryzykowny pomysł, jeśli wierzyć medialnym spekulacjom, będzie kosztował PZPN odprawę dla selekcjonera w wysokości 2-2,5 miliona złotych!!! Bo należy pamiętać, że w ubiegłym roku umowa z Brzęczkiem została przecież przedłużona.

Czy jednoosobowo podejmujący decyzję prezes będzie jednoosobowo za nią odpowiadał? Czy naprawdę ktoś wyobraża sobie sytuację, że na czwartkowym posiedzeniu zarządu PZPN ktoś odważy się podnieść kwestię jego zwolnienia? Kto tak uważa, niech się do mnie zgłosi, zabiję go śmiechem. Odnoszę wrażenie, że wszyscy (teoretycznie) najważniejsi w związku ludzie wypowiadają się o swoim prezesie jak giermkowie o swoim panu.

W tym samym dniu, w którym pogoniony został Brzęczek, pracę w Torino stracił Marco Giampaolo, jeden z trenerskich ulubieńców Bońka. To oczywiście czysty zbieg okoliczności. I może się okazać, że oczywiście też przez czysty przypadek ktoś z PZPN przechodził pod stadionem w Turynie z tragarzami, akurat w czasie, gdy go wyrzucali. I przez przypadek przyniosą go do Warszawy.

Czy tak rzeczywiście będzie, szybko się okaże. Bez względu na to, jak historia się skończy, nie mam najmniejszej wątpliwości, że za jednoosobową decyzję, jaka by nie była, nikt jednoosobowo na pewno nie odpowie.

▬ ▬ ● ▬