Romantyczne puchary tylko dla naiwnych

Fot. Trafnie.eu

Wystarczyły dwa mecze w Lidze Mistrzów, by pojawiły się niezwykle odważne teorie. Nawet nie o klubach, które w nich wystąpiły, ale o współczesnym futbolu.

Potrafię doskonale zrozumieć euforię jaka zapanowała niemal w całej piłkarskiej Europie, poza Paryżem i połową Madrytu. Zawsze miło popatrzeć jak nieprzyzwoicie bogaci dostają po nosie. A miło tym, którzy bogaczami nie są, kibicując z reguły klubom nie mającym najmniejszych szans na osiągnięcie czegokolwiek istotnego we wspomnianych rozgrywkach.

Dlatego porażki najpierw Realu Madryt, a następnie Paris Saint-Germain, spotkały się z takim przyjęciem. Takim, które można streścić jednym słowem – NARESZCIE! Fajnie, że same pieniądze nie grają, a ci, którzy z reguły ogrywają innych, wreszcie zostali ograni przez teoretycznie słabszych. A do tych słabszych, choć tylko z nazwy, czuje się sympatię.    

To oczywiście potrafię zrozumieć. Nawet nie ma co rozumieć, taka reakcja wydaje się typowo ludzka. Natomiast trudno mi zrozumieć budowane na tej podstawie teorie dotyczące całej współczesnej klubowej piłki. Że to powrót do romantycznych pucharów, że lanie bogatszych jest czymś naturalnym i oczywistym, że piłka się sama obroni (już obroniła!) przed wszechwładnym zalewem pieniądza, itp., itd.  

Ich autorów zdecydowanie poniosło, a lansowane teorie nie mają za wiele wspólnego (niestety!) z rzeczywistością. Fakt, że wszyscy tak podniecają się wynikami dwóch niewspomnianych meczów stanowi najlepszy dowód, jak niepodzielnie rządzą piłkarskim światem ci najwięksi i najbogatsi. Gdy raz na jakiś czas uda się wygrać komuś innemu, jego zwycięstwo traktowane jest niemal jak zjawisko nadprzyrodzone.

Powrót do romantycznych pucharów byłby wtedy, gdyby w ćwierćfinale Ligi Mistrzów zagrała na przykład Victoria Pilzno, ale to niemożliwe. O polskich drużynach specjalnie nie wspominam, by nie denerwować siebie i innych.  

Jeśli Ajax wygrałby Ligę Mistrzów w tym sezonie, czego mu życzę, jednorazowy „wybryk” byłby niemożliwy do utrzymania w dłuższym okresie. Przełom w funkcjonowaniu europejskiej piłki nastąpiłby wtedy, gdyby klubowi z Amsterdamu udało się zatrzymać na następne sezony Matthijsa de Ligta czy Frenkie de Jonga, co jest raczej niemożliwe. Bez względu na to, co jeszcze w tych rozgrywkach osiągnie, mocniejsi rywale za chwilę rozbiorą mu drużynę, wyławiając najlepszych graczy.

Podrażnieni giganci, Real Madryt i Paris Saint-Germain, dostali bolesną nauczkę i już wiedzą, że muszą jeszcze bardziej zintensyfikować środki i działania, by w przyszłym sezonie nikt ich nie ograł w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Konkurenci muszą też być czujni, by nie odstawać w wyścigu. Najlepsi piłkarze na rynku będą więc jeszcze drożsi, a sposoby omijania finansowego fair play UEFA jeszcze bardziej wymyślne.

Wniosek  z tego płynie oczywisty – oczekiwanie radykalnych zmian w klubowej piłce na podstawie wyników dwóch meczów jest naiwnością. Te wyniki stanowią najwyżej przyjemny przerywnik w nudnym scenariuszu. Dlatego moje hasło ciągle aktualne -  warto się cieszyć grą Ajaksu w Lidze Mistrzów jak długo można.    

▬ ▬ ● ▬