Rywale nieczuli na budowanie marki

Fot. Trafnie

W środę Arka poznała rywala w finale Pucharu Polski, czyli Legię. W meczu półfinałowym wszyscy zobaczyli w akcji nowego trenera warszawskiej drużyny.

Legia pokonała Górnika Zabrze 2:1 po wyjątkowo emocjonującej końcówce meczu. Choć goście prowadzili, najpierw stracili bramkarza ukaranego czerwoną kartką, potem dwie bramki. Tę decydującą w samej końcówce doliczonego czasu gry, wynoszącego aż siedem minut (głównie ze względu na długo trwające wejście na boisko nowego bramkarza Górnika).

Na ławce Legii wystąpił nowy trener, asystent poprzedniego i jego rodak z Chorwacji, Dean Klafurić. Od Romeo Jozaka różni się zdecydowanie zachowaniem podczas meczu. Chodzi, czy nawet biega, wzdłuż bocznej linii, nieustannie gestykulując, starając się pokazać zawodnikom co i jak mają na boisku robić. Nie wydaje mi się jednak, by miało to bezpośrednie przełożenie na ich poczynania.

Klafurić stwierdził po meczu:

„Gratuluję swoim piłkarzom. Pokazali dziś na boisku charakter i pierwszy raz w tym sezonie potrafiliśmy odwrócić losy meczu. W ostatnich dniach wydarzyło się dużo rzeczy niezależnych od nas”.

Godny uwagi jest szczególnie końcowy fragment - „wydarzyło się dużo rzeczy niezależnych od nas”. Tylko że nie w ostatnich dniach i dodałbym jeszcze „w pewnym sensie” niezależnych od nas. Gdy się to rozwinie, łatwiej zrozumieć dlaczego drużyna, która ze względu na potencjał powinna wszystkich lać na krajowym podwórku, męczy się głównie sama ze sobą.

Przy okazji pierwszego meczu półfinałowego rozgrywanego przed dwoma tygodniami w Zabrzu napisałem:

„W przypadku Legii ważniejsze są informacje, jakimi niektórzy chwalą się w mediach powołując na „wiarygodne źródła”. Podobno poleciała w zimie do Stanów Zjednoczonych na wczasy. Bo zamiast ostro trenować, fajnie wypoczywała. Jeśli to prawda, jej trener nie miał prawa poprowadzić drużyny nawet w jednym meczu na wiosnę. A wynik wtorkowego z Górnikiem pozostaje bez znaczenia w tej kwestii...”

Drobne uzupełnienie, żeby nie zostawiać żadnych wątpliwości – wyjazd na Florydę nie był pomysłem Jozaka. Jego wina polega na tym, że się na niego zgodził, więc w pewnym sensie jest współodpowiedzialny. Najmniej winni są piłkarze, którzy zamiast normalnie trenować, jak Bóg przykazał, brali udział w turnieju Florida Cup niespecjalnie przystającym do ich procesu przygotowań do rundy wiosennej. Bo skoro pierwszy mecz rozegrali już po trzech dniach od rozpoczęcia zgrupowania w Stanach Zjednoczonych, to czy mogli być do niego odpowiednio przygotowani?

W spotkaniu z ekwadorską drużyną Barcelona SC kontuzji doznał Eduardo. Trener Jozak opisał wtedy jego uraz:

„Został uderzony kolanem w kręgosłup i najprawdopodobniej przesunął mu się kręg w kręgosłupie. Kontuzja wynikła z tego, że jego ciało w chwili zderzenia było za bardzo rozluźnione, zrelaksowane”.

A może także jeszcze nieprzygotowane do poważnego wysiłku w poważnym starciu z poważnym rywalem na samym początku zgrupowania?

Prezes Legii Mariusz Mioduski tak uzasadniał sens wyjazdu w styczniu do Stanów Zjednoczonych klubowym mediom:

„Zgrupowanie na Florydzie to również jeden z elementów naszej strategii marketingowej. Chodzi nam o budowanie brandu Legii nie tylko w Polsce, ale również międzynarodowo. Rynek amerykański przyszłościowo jest dla nas interesujący. Wykonujemy teraz pierwsze kroki, żeby zobaczyć, jak to wygląda w USA, a w przyszłości być w stanie ten rynek rozwijać”.

Niestety ligowi rywale okazali się na wiosnę zupełnie nieczuli na budowanie marki Legii i kilku zlało ją bez żadnego respektu. A wyjazd do Stanów Zjednoczonych ciągle odbija się czkawką.

▬ ▬ ● ▬