Spodziewana niespodzianka, oczywiście

Fot. Trafnie.eu

Choć to dopiero początek letniego okna transferowego, można już zaobserwować charakterystyczny od wielu lat trend. Przynajmniej w polskiej piłce.

Są nim oczywiście obcokrajowcy tradycyjnie sprowadzani na potęgę do Ekstraklasy. Ile ja się już nasłuchałem i naczytałem w ostatnich latach na ich temat?! W podtekście zawsze ten sam wniosek – oto całe zło polskiej ligi. Zabierają miejsca młodym – zdolnym, a za bardzo grać nie potrafią. 

Jakiś naiwny pomyślałby pewnie, że właśnie nadchodzi ich rychły koniec. Każdy z obcym paszportem powinien sobie poszukać zatrudnienia w innym kraju. I co? Zaczyna się kolejne okno transferowe i oczywiście spodziewana niespodzianka (interia.pl):

„Mimo że okienko transferowe w wielu krajach Europy dopiero się rozpoczęło, to kluby Ekstraklasy przeprowadziły już aż 75 transferów definitywnych. Ponownie rynek został zdominowany przez obcokrajowców, którzy są bohaterami blisko dwóch trzecich transferów polskich klubów”.

I dalej:

„Polacy stanowią zaledwie jedną trzecią wśród pozyskanych piłkarzy, co w wielu krajowych ligach byłoby sytuacją co najmniej dziwną. W Ekstraklasie - jest tylko potwierdzeniem panującego trendu”.

Skoro mówimy o panującym od lat trendzie, po co wcześniej pisać i gadać na próżno o tym samym? Po co narzekać, zarzekać się, że trzeba z tym wreszcie skończyć, skoro wiadomo doskonale, że za chwilę będzie tak samo? Zapytajcie tych mądrali, którzy za moment znowu będą płodzić kolejne rozprawki o zgubnym wpływie obcokrajowców na polską ligę. Albo prezesów klubów, którzy teoretycznie robią wszystko, by było jeszcze gorzej.

Czyli za dwa tygodnie z niewielkim kawałkiem w inauguracyjnej kolejce Ekstraklasy zagra kolejna armia obcokrajowców z czym wiązać się będą dwa charakterystyczne elementy, jak co roku zresztą.

Po pierwsze, pojawią się piłkarskie anonimy stanowiące wielki znak zapytania. Jeden już jest podobno w orbicie zainteresowań Legii Warszawa. Brazylijczyk Luquinhas zarabiał dotąd na chleb w portugalskim Aves, czyli przeciętnym klubiku, do którego w przeciwną stronę powędrował właśnie z Wisły Płock Adam Dźwigała (za: przegladsportowy.pl):

„Jego sportowa klasa jest pewną zagadką, bo w portugalskiej najwyższej klasie rozgrywkowej grał tylko pół roku. W zeszłym sezonie miał cztery asysty, wszystkie już w tym roku. Dopiero w styczniu zaczął bowiem występować w pierwszej drużynie Aves, po odejściu innego skrzydłowego Amiltona. Całą jesień 22-letni już wówczas zawodnik spędził w młodzieżowym zespole”.

Oczywiście każdy z oferowanych do Ekstraklasy jest wyjątkowym talentem. Oczywiście w opinie swojego agenta, który zawsze wychwala go pod niebiosa. A później liga, nawet tak przeciętna jak polska, wszystko i tak weryfikuje.

Po drugie, do Polski wracają obcokrajowcy, którzy już tu kiedyś grali. Chorwacki obrońca Mario Maloča wydaje się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, że po dwóch sezonach spędzonych w niemieckim Greuther Fürth, mógł wrócić do Lechii Gdańsk (za: przegladsportowy.pl):

„Tam zupełnie mi się nie podobało. Dla dzieci było to dobre miejsce, nauczyły się języka. Dla mnie już niekoniecznie. Od pierwszego dnia nie czułem się tam dobrze. I nie dotyczyło to piłki, bo przez większość czasu grałem w klubie, po prostu życie nie odpowiadało ani mnie, ani mojej żonie. Marzyliśmy, by nadarzyła się okazja do powrotu do Gdańska. Polacy są podobni do Chorwatów. W Niemczech ludzie patrzą tylko na siebie”.

Widać, ze marzenia się spełniają. Czyli stawiane przeze mnie już kilkakrotnie pytanie - „gdzie im będzie lepiej?” - znów okazało się czysto retorycznym. Bo przecież wiadomo, że najlepiej w Ekstraklasie! Szczególnie w nadchodzącym sezonie, w którym kluby dostaną do podziału jeszcze więcej kasy. Wystarczy na przyzwoitą pensję nawet po odliczeniu doli dla agenta.

▬ ▬ ● ▬