Ten Hag czeka na wyrok?

Fot. Trafnie.eu

Ajax nie zagra w finale Ligi Mistrzów, choć wydawało się, że zagrać musi. Można ironicznie stwierdzić, że dokonał niemożliwego, jak kilku sławnych rywali.

Namawiałem, by cieszyć się grą zespołu z Amsterdamu jak długo można. Szkoda, że nie można było o czterdzieści pięć minut dłużej. Niestety zasadny okazał się fragment napisany dzień wcześniej:

„To drużyna, która nic nie musi, dlatego odprawia kolejnych rywali. Tylko czy rzeczywiście już nie musi? Przekonamy się po środowym meczu rewanżowym z Tottenhamem, czy gra jeszcze na pełnym luzie, czy już ciśnienie wokół niej, po ostatnich zwycięstwach, zacznie stawać się ciężarem, jak dla kilku sławnych rywali”.

Sprawdziły się oba założenia. W pierwszej połowie meczu w Amsterdamie Ajax był ciągle drużyną, którą chciało się oglądać. Świadczyły o tym nie tylko dwie zdobyte bramki, ale przede wszystkim sposób operowania piłką pozwalający z niewiarygodną wręcz lekkością wychodzić spod pressingu rywali. Chyba nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, kto jest o klasę lepszy.

A potem była przerwa. Tottenham, żeby wyeliminować Ajax (pamiętając o porażce 0:1 w pierwszym meczu w Londynie), musiał strzelić aż trzy bramki. Niemożliwe? Szczególnie w tym sezonie w Lidze Mistrzów niemożliwe nie istnieje. Dlatego gościom udało się je zdobyć (ostatnią w szóstej minucie doliczonego czasu gry!!!), wygrać 3:2 i awansować do finału.

Na drugą połowę wyszedł inny Ajax, już nie grający na pełnym luzie, ale pod ciśnieniem ciężaru awansu do finału po raz pierwszy od 1996 roku. Wydawało się, że ostatnie czterdzieści pięć minut na jego długiej drodze (rozpoczął udział w rozgrywkach w lipcu ubiegłego roku w drugiej rundzie eliminacyjnej) będzie tylko formalnością. Tak jak w poprzednich rundach przed meczami rewanżowymi wydawało się Realowi Madryt, Paris Saint-Germain czy Barcelonie. I tak jak sławni rywale udało mu się dokonać wręcz niemożliwego.

Kolejne głowy nie wytrzymały ciśnienia. Bo przecież w ciągu kwadransa, który mniej więcej trwa przerwa, zawodnicy nie mogli stracić umiejętności gry w piłkę i zacząć popełniać katastrofalne, wręcz niewytłumaczalne błędy (szczególnie przy drugiej straconej bramce), zamiast samemu operować piłką w sposób przyjemny dla oka.

Przy całym szacunku dla dokonań Tottenhamu i strzelca trzech bramek Lucasa Moury, nie przez przypadek poświęcam więcej miejsca przegranym, bo ich porażka jest głównie zasługą ich samych, a nie nadzwyczajnej gry rywali. Po raz pierwszy nie grali na pełnym luzie, bo przecież musieli awansować do finału, który był na wyciągnięcie ręki. Niestety występ w nowej roli okazał się katastrofą.

Ponieważ żyjemy w czasach, w których pomniki obalane są szybciej niż na dobre kończy się ich budowę, ciekawy jestem jak potraktowany zostanie teraz trener Ajaksu Erik ten Hag. Przecież przedstawiano go jako wschodzącą szkoleniową gwiazdę, rozpisywano się o jego zaletach i nowatorskim spojrzeniu na piłkę.

No to przypomnę, że jeszcze niedawno Ernesto Valverde był „dyskretnym bohaterem Barcy” (za: przegladsportowy.pl):

„Sugerowano, że nie ma dostatecznego doświadczenia. Że nigdy nie pracował w wielkim klubie. Że nigdy nie zarządzał szatnią pełną gwiazd. Że jest trenerem o zbyt defensywnym podejściu. Ernesto Valverde błyskawicznie obalił wszystkie stereotypy na swój temat, a zbudowana przez niego Barca bije rekordy i sięga po kolejne trofea. Konia z rzędem temu, kto latem 2017 roku przewidziałby taki scenariusz”.

Wystarczyła wtorkowa bolesna porażka i już jest tylko „świetnym trenerem, ale na skalę krajową” (za: przegladsportowy.pl):

„Valverde stał się i zostanie już na dziesięciolecia synonimem upokarzających klęsk. Nikt mu nie wybaczy tego i nie zrozumie, jak można było rok temu odpaść z Ligi Mistrzów po zwycięstwie na własnym stadionie 4:1 i jak teraz – prawie tak samo, bo przecież tydzień temu na Camp Nou było 3:0 dla Barcelony”.

Czy równie szybko spadnie z piedestału Ten Hag?

   ▬ ▬ ● ▬