2018-08-04
To może od razu nowy Ronaldo?
Droga z piekła do wymyślonego raju jest znacznie krótsza niż mogłoby się wydawać. Taki wniosek nasuwa się po ostatnich meczach Ligi Europejskiej.
Szczególnie po jednym z nich z udziałem Jagiellonii Białystok. Nazwano go „wielkim”, co już świadczy, że autor takiego określenia musi być piłkarskim prowincjuszem, skoro tak niewiele, nawet remis, potrzeba mu do szczęścia.
Jagiellonia zremisowała na wyjeździe z Rio Ave 4:4. Już sam wynik, nawet bez znajomości boiskowych wydarzeń sugeruje, że mecz musiał mieć szalony przebieg. Dobrze, że ze strony drużyny z Białegostoku było to szaleństwo kontrolowane do końca. Trzeba się oczywiście cieszyć z wyeliminowania klubu ze znacznie lepszej ligi niż polska, ale jednocześnie trzeba zachować rozsądek.
Rio Ave to jednak nie Benfica, Porto czy Sporting. A awans Jagiellonii to zaledwie pierwszy kroczek w odpowiednim kierunku po mało chwalebnych wynikach polskich drużyn w ostatnich sezonach. W tym zresztą też.
Trochę więcej pokory, zamiast pompowania kolejnego balonika. Bo nazywanie Przemysława Frankowskiego „gwiazdorem” drużyny z Białegostoku jest po prostu komiczne. To, że obserwowali go wysłannicy jakiś klubów nie oznacza jeszcze, że komuś powinno odebrać rozum. Skoro mecz odbywał się w Portugalii, może zamiast „gwiazdora” lepiej by pasowało - „nowy Cristiano Ronaldo”?
Ile warta jest Jagiellonia przekonamy się za moment w meczach z belgijskim Gent. A jeśli coś jest warta, powinna zameldować się w czwartej rundzie eliminacji. I proszę pamiętać, że prawdziwe europejskie puchary zaczynają się zawsze we wrześniu. Wcześniej grają tylko ci, którzy są za słabi, by rozpoczynać rywalizację dopiero wtedy.
Równie niedorzeczne komentarze, niektóre zahaczające wręcz o histerię, dotyczą ostatniego meczu Legii. Jakby to był prawie koniec świata. A prawda jest niestety taka, że Liga Europejska, w której wylądowała drużyna z Warszawy, jest teraz bardziej skrojona na jej miarę, niż Liga Mistrzów, z której we wtorek odpadła.
Odpadła z kwalifikacji do niej, bo do fazy grupowej były jeszcze lata świetlne. Czym szybciej to zrozumieją na Łazienkowskiej, tym większa szansa, że w czwartek nie zlekceważą najbliższego rywala z Luksemburga.
Śmieszą mnie pytania – jak można było odpaść z tak słabym rywalem jak Spartak Trnava? To akurat dość proste do wytłumaczenia - skoro taki słaby, odpaść z nim mógł tylko jeszcze słabszy! Obwinianie za to dwóch Chorwatów, którzy wylecieli z boiska, świadczy chyba o zaniku pamięci.
Temu pierwszemu legioniści powinni postawić duże piwo. Bo paradoksalnie jego czerwona kartka podziałała na nich wybitnie mobilizująco. Wcześniej nic nie grali! Śmiem twierdzić, że gdyby nie dwie czerwone kartki, najbardziej prawdopodobnym wynikiem mógł być bezbramkowy remis.
Radziłbym Legii skupić się na meczu z F91 Dudelange. Na pewno piłkarze z Luksemburga nie położą się przed nią na Łazienkowskiej, bo ma większy budżet i ładniejszy stadion. A kto ma lepszą drużynę, dopiero się przekonamy.
▬ ▬ ● ▬