Typowe bicie piany

Fot. Trafnie.eu

Od tygodnia trwa ping-pong na słowa. Zaczął kapitan reprezentacji, potem głos zabrał prezes związku i wreszcie trener wywołany do tablicy przez pierwszego.

Robert Lewandowski bez żadnego znieczulenia przejechał się po młodszych kolegach. Tak ocenił występ w mistrzostwach świata i Europy reprezentacji Polski do lat dwudziestu i dwudziestu jeden (za: wp.pl): 

„Tam nie było gry. Nie dało się zobaczyć, czy zawodnik będzie nadawał się do reprezentacji seniorskiej. Jeśli w wieku 20 czy 21 lat grasz tylko defensywnie i ustawiasz się z tyłu, to jak nauczyć młodych piłkarzy, żeby podejmowali ryzyko?!”

Odpowiedział mu prezes PZPN, choć dopiero po kilku dniach, czyli wieczności, biorąc pod uwagę jego aktywność medialną i, przede wszystkim, twitterową (za: interia.pl):

„Nie jestem od recenzowania słów Roberta, ale nie zgodzę się z opinią, że lepiej atakować i przegrać. Zapytam Roberta, czy wolałby z Bayernem wygrać Ligę Mistrzów dzięki defensywnej taktyce, czy lepiej jednak przegrać, atakując. Ja, jako prezes PZPN-u jako pierwszy chciałbym, abyśmy atakowali cały czas i dominowali, ale trzeba patrzyć na to, czy mamy potencjał w drużynie, aby tak grać”.

Boniek próbował jeszcze wbić Lewandowskiemu szpilę, ale tak, by za bardzo nie bolało:

„Dwa lata temu Robert mówił, że nie widzi potrzeby, aby na młodzieżowych ME w Polsce grali Milik z Zielińskim, w związku z tym, że korzysta z nich dorosła reprezentacja. Hiszpanom jakoś jednak nie przeszkadzało, że Ceballos i Fabian Ruiz grają już w seniorskiej kadrze. Pojechali na młodzieżowe ME i poprowadzili zespół do zwycięstwa. Dlatego nie zgadzam się z mówieniem, że w reprezentacji do lat 21 grasz tylko po to, aby dostać się do seniorskiej kadry”.

Na koniec głos zabrał trener kadry do lat dwudziestu jeden Czesław Michniewicz (za: wp.pl):

„Łatwo się tak mówi, gdy jest się zawodnikiem Bayernu. Wiadomo, że każdy woli grać piłką, a nie za nią biegać - skomentował szkoleniowiec w programie "Stan Futbolu" w TVP Sport”.

Chyba jedyny logiczny wniosek wynikający w tego ping-ponga na słowa jest taki, że Lewandowskiemu nikt nie podskoczy. Nawet pan prezes, który z lubością zabiera się zawsze do besztania kogo się tylko da. Jego opinie w odniesieniu do gwiazdy reprezentacji były mocno wyważone, czy wręcz, w końcowej fazie, pojednawcze:

„Dobrze, że czasem jest różnica zdań, bo to prowadzi do postępu”.

Kopanie się z kimś, kto ciągnie, z punktu widzenia prezesa związku, najważniejszy wózek, byłoby samobójstwem. Choć dla mnie to jedno wielkie bicie piany. W mistrzostwach Europy do lat dwudziestu jeden Polacy byli o włos od awansu do półfinału z bardzo silnej grupy. Paradoksalnie tyle samo zasługi co oni mieliby w tym piłkarze Hiszpanii, gdyby w końcowych minutach meczu z Belgią nie wcisnęli rywalom w wielkich bólach zwycięskiej bramki.

I co by się wtedy działo? Orzełki Michniewicza zaprezentowałyby z pewnością podobnie defensywny styl w tymże półfinale. I bez względu na jego rezultat witano by ich jak bohaterów, nikt by nawet połową zdania nie wspomniał o siermiężnej taktyce, a uzyskany wynik byłby powodem do dumy na lata!

Oczywiście drużyny młodzieżowe powinny przede wszystkim dostarczać piłkarzy do kadry seniorów. Tu rację ma Lewandowski. Ale trudno wymagać od ich trenerów, by decydowali się na samobójczą, z punktu widzenia wyniku, taktykę ofensywną, nie mając do tego odpowiednich wykonawców. Tu rację mają Boniek i Michniewicz.

Podejmowanie ryzyka brzmi fajnie, ale tylko w teorii. Nie wiem czy z bolesnej nauki płynęłoby coś pozytywnego, gdyby Polacy grający ofensywnie dali dobie nastrzelać dwa razy więcej bramek, niż dali Hiszpanom.

A czy ktoś sobie wyobraża, co by się działo, gdyby Boniek zakomunikował na przykład przed mistrzostwami świata do lat dwudziestu, że wyniki drużyny Jacka Magiery nie mają znaczenia, znaczenie ma tylko zdobywane podczas nich doświadczenie? W każdym turnieju finałowym ich uczestnicy grają o zwycięstwa i punkty bez względu na wcześniejsze deklaracje.

Cała ta dyskusja jest w praktyce dyskusją o niczym. Taką samą, jak przekonywanie, że reprezentacja Jerzego Brzęczka w ustawieniu z dwoma napastnikami gra genialnie, a z jednym beznadziejnie. Albo wymyślanie systemu ESA37, który miał automatycznie podnieść poziom ligi, a jak podniósł, wystarczy przeanalizować wyniki drużyn w europejskich pucharach w ostatnich latach.

Czym ma się więcej dobrych piłkarzy, tym jest mniej problemów. I tych prawdziwych, i tych wydumanych. Hiszpanie mają doskonałych zawodników, więc mimo że nie zachwycali na początku mistrzostw Europy we Włoszech, tytuł zdobyli zasłużenie. A o bzdurach nie mają czasu i potrzeby dyskutować. I jakoś nie słyszałem, by hiszpańskie kluby interesowały się którymś z naszych młodych-(podobno)zdolnych. Ani tymi grającymi defensywnie, ani tymi grającymi ofensywnie.

▬ ▬ ● ▬