W co trudno uwierzyć?

Trafiłem na tytuł, który mnie rozbawił. Może nie sam tytuł, ale lansowana teoria. I to nie tylko na jednej stronie internetowej, na której go znalazłem.

Rzecz dotyczy Barcelony, a dokładnie kolejnego jej meczu, który znów wypadł poniżej oczekiwań. Zależy kogo, bo na pewno nie moich. Drużyna sławnego klubu, choć wygrała w niedzielę 1:0, (za: fcbarca.com) „rozegrała jedno z najgorszych spotkań w sezonie przeciwko Deportvo Alavés”. Wyjazdowe zwycięstwo, nawet z jedną z najsłabszych drużyn w lidze, uważam za bardzo dobry wynik, ale chyba tylko ja. Bo zewsząd słychać głosy rozczarowania. Nawet nie ostatnim występem, ale generalnie prezentowaną formą i wynikami.

Czytając kilka tekstów na temat Barcelony z łatwością wyłowiłem towarzyszącą im myśl przewodnią – człowiek, który miał ją zbawić napotyka szereg trudności, ale to przecież nie jego wina, że nadziei na rychłe zbawienie nie widać. Tym człowiekiem jest oczywiście Xavi, przyjmowany w Barcelonie niczym zbawca w październiku, gdy obejmował drużynę. Nie jechałem wtedy w peletonie tych, którzy zapowiadali cud przemienienia, czyli wierzyli w rychłą odmianę jej gry. Wręcz przeciwnie, broniłem bezwzględnie kopanego poprzedniego trenera Ronalda Koemana uważając, że nie może być odpowiedzialny za wszelkie nieszczęścia jakie ostatnio nawiedziły kataloński klub:

„Zastanawiam się, jak można zapomnieć, że w czasie, gdy pracował w Barcelonie doszło w klubie do trzęsienia ziemi, dla którego zabrakło podziałki na skali Richtera? Czy naprawdę ktoś uważa, że dług szacowany na półtora miliarda euro, a może nawet więcej, nie ma żadnego wpływu na postawę drużyny? Czy tak trudno dostrzec, że przed nowym sezonem ze wspomnianych powodów pożegnał się z Barceloną Lionel Messi, czyli genialny piłkarz, współtwórca największych jej sukcesów w ostatnich kilkunastu latach?”

Dlatego nie zdziwiłem się zupełnie, gdy w grudniu, już pod wodzą Xaviego, Barcelona odpadała z Ligi Mistrzów, czyli nie grała tak, jak za czasów Messiego, bo przecież nie miała prawa grać:

„To w tej chwili drużyna najwyżej średniej klasy europejskiej, co było boleśnie widać w środowym meczu z Bayernem w Monachium. Przy pustych trybunach, ze względu na powracające obostrzenia związane z koronawirusem, gospodarze grali z Barceloną jak w sparingu z jakim rywalem z niższej ligi. Żal było patrzeć na gości, którzy musieli wygrać, by marzyć o drugim miejscu w grupie. Okazało się to misją totalnie niewykonalną. Bayern ich zmiażdżył, robił na boisku co chciał, wygrywając na wielkim luzie 3:0”.

I dlatego rozbawił mnie tytuł, na który trafiłem po jej niedzielnym meczu z Deportvo Alavés (za: fcbarca.com):

„Dlaczego Barça Xaviego nie funkcjonuje jak należy?”

Odpowiadam – funkcjonuje jak należy, czyli na miarę swoich obecnych możliwości! Niedorzeczne wydaje się wymaganie od niej, by lała w pięknym stylu wszystkich rywali jak za dawnych lat. A jeszcze bardziej niedorzeczna, wręcz groteskowa, okazała się wiara w zbawiciela Xaviego, który miał w mgnieniu oka odmienić grę drużyny i zacząć wygrywać mecz za meczem. Współczuję wszystkim, którzy ciągle wolą wierzyć, że za chwilę stanie się cud z jego udziałem, niż uwierzyć, że Barcelona „to w tej chwili drużyna najwyżej średniej klasy europejskiej”.

▬ ▬ ● ▬