Warunki są, jakie są

Ekstraklasa nie pozwoli się nikomu nudzić. Szkoda tylko, że jej atrakcje służące podnoszeniu poziomu rozgrywek, mają na niego dokładnie odwrotny wpływ.

Sobotni mecz Cracovii z Legią to istne kuriozum. Do Krakowa przyjechał lider, ale na trybunach zasiadła garstka widzów, z powodu bojkotu ogłoszonego przez kibiców Cracovii w odpowiedzi na ostatnie decyzje klubu. Po chuligańskichwybrykach podczas grudniowych derbów mecze mogą oglądać teraz tylko posiadacze karnetów, zrezygnowano do odwołania z dystrybucji biletów.

Po bezbramkowym spotkaniu trener Legii Romeo Jozak narzekał:

„W pierwszej połowie nie udało nam się przystosować do panujących warunków i nie wyglądaliśmy dobrze”.

Bo piłkarze musieli grać przy trzaskającym mrozie, a boisko nie wyglądało najlepiej. Ostatecznie mróz nie jest w Polsce wielką niespodzianką w lutym.

Bardziej emocjonalnie podszedł do tematu trener gospodarzy Michał Probierz:

„Nie popadajmy w paranoję i nie piszmy bzdur! Przez jakiegoś głupiego tweeta od samego rana dzwonią z Warszawy i robią nam kontrolę, bo Probierz wyłączył ogrzewanie na stadionie... Boisko i warunki atmosferyczne są, jakie są, ale to nie ja jestem winny takiej sytuacji i nie ja ustalam terminarz! Nie oskarżajcie mnie o jakieś chore zagrywki!”

No właśnie - „boisko i warunki atmosferyczne są, jakie są” - czyli powiedział to, na co ja zwracałem uwagę już kilka razy – w grudniu czy lutym nie da się normalnie grać w piłkę w tym klimacie! Dlaczego więc zawodnicy ganiają po boiskach? Bo podobno muszą grać więcej. Czy akurat w takich warunkach? Wychodzi, że tak, skoro właśnie we wspomnianych miesiącach, gdy murawy są w najgorszym stanie, wklejono dwie kolejki w środku tygodnia.

Za chwilę znów przeczytam lub usłyszę, że piłkarze są przemęczeni, że grają za dużo. Albo że system rozgrywek jest do niczego, bo sprzyja angażowaniu zaciężnej zagranicznej armii zamiast stawiania na młodych polskich piłkarzy. Dlaczego? Bo trzeba za wszelką cenę awansować do grupy mistrzowskiej po zakończeniu fazy zasadniczej sezonu. A w lecie polskie drużyny pewnie znów będzie w europejskich pucharach lał, kto tylko może. Wniosek – sławetny system ESA37 nadaje się jak najszybciej do odstrzału.

No i przed dwoma tygodniami zebrali się reformatorzy, ci sami, przed którymi ostrzegałem od samego początku. I uradzili nową reformę Ekstraklasy. Dalej będzie podział na grupy, dalej 37 kolejek, za to wprowadzona zostanie jedna zmiana – spadać z ligi będą nie dwie, ale trzy drużyny. GENIALNE! Na pewno dzięki temu za kilka lat polski klub wygra Ligę Mistrzów.

Komu potrzebnych jest więcej meczów w śmiesznym systemie? Tym nielicznym potencjalnym reprezentantom Polski z rodzimej ligi? Może Makuszewskiemu i Wolskiemu, leczącym się właśnie po zerwaniu więzadeł? A może obiecującym gwiazdkom (Kapustka, Bednarek, Jach), które po transferach do zachodnich klubów odpoczywają na trybunach oglądając w akcji kolegów z nowej drużyny?

Więcej meczów potrzebne jest WYŁĄCZNIE szefom klubów, bo dostaną dzięki temu trochę więcej pieniędzy z kontraktu za prawa telewizyjne. Ich wyobraźnia kończy się na ostatniej cyferce klubowego konta. Nic więcej się nie liczy. Taka jest smutna prawda.

Dyrdymały wygłaszane na temat rozwoju polskiej piłki, budowy marki Ekstraklasy to puste frazesy. Dlatego można pokusić się o oczywisty wniosek – czym więcej ligowych reform, tym rośnie prawdopodobieństwo, że ich poziom będzie coraz niższy.

Czyli moja teoria – JESZCZE NIE WYMYŚLONO TAKIEGO SYSTEMU ROZGRYWEK, KTÓRY AUTOMATYCZNIE PODNOSIŁBY ICH POZIOM – aktualna jak nigdy.

▬ ▬ ● ▬