Wielkanocne jaja

Fot. Trafnie.eu

Życzenia „Spokojnych Świąt” w kilku przypadkach nabrały raczej przekornego charakteru. Dla niektórych trwające święta okazały się wyjątkowo niespokojne.

Legia przegrała dziesiąty mecz ligowy w tym sezonie. Poległa w Gdyni z Arką. Ale jeszcze wcześniej przegrała sama ze sobą. To, co się dzieje w warszawskim klubie, zasługuje na określenie – wielkanocne jaja.

Czy to ta sama Legia, która w zimie zbroiła się już na Ligę Mistrzów w przyszłym sezonie? Ta sama, chyba uzbrojenie trochę za ciężkie, przeszkadza w odnoszeniu zwycięstw na boisku. Można mieć dwa, trzy razy wyższy budżet od rywali, ale to jeszcze nie znaczy, że się ich ogra. 

Napisałem przed startem rundy wiosennej, że Legia nie zdobędzie mistrzostwa, przegra głównie sama ze sobą. Przy całym szacunku dla drużyn, które ją już w tym roku zlały, zdania nie zmieniam. Pod kierunkiem sztabu szkoleniowego z Chorwacji warszawski klub stara się perfekcyjnie udowodnić, że wszystko można spieprzyć.

Gdy w środku tygodnia dowiedziałem się, że pogoniono do rezerw Michała Kucharczyka, a kapitan Miroslav Radović decyzję trenera pochwalił, każdy inny wynik niż zwycięstwo Arki w sobotni wieczór potraktowałbym jako sensację. Bo zbieranina skłóconych piłkarzy nie ma prawa wygrać z drużyną walczącą do upadłego jak stado pitbulli, którą jest Arka pod wodzą Leszka Ojrzyńskiego.

Żeby było śmieszniej, w Gdyni poległa ekipa budowana za, jak na polskie warunki, ogromne pieniądze. A ograła ją ta, tworzona bez żadnych wydatków. Dyrektor sportowy Arki Edward Klejndinst od kilku lat kompletuje skład z zawodników, za których nie trzeba nic płacić!

Już czytam, że kibice Legii mają dość trenera Romeo Jozaka. Na jesieni, gdy bili swoich piłkarzy po porażce z Lechem, jeszcze go oszczędzili. Ale stracili cierpliwość i organizują przeciwko niemu akcję w internecie. A w Gdyni śpiewali: „Prawda jest taka, nie chcemy tutaj Jozaka". Czy za chwilę może stracić pracę?

Zaraz, zaraz… Przecież Jozak to nie tylko trener, ale główny wykonawca ogromnego projektu wdrażanego przez właściciela Legii Dariusza Mioduskiego! Wraz z kolegami z Chorwacji miał zbudować w Warszawie wielki klub, czerpiąc wzorce, przede wszystkim dotyczące szkolenia młodzieży, z Dinama Zagrzeb. Czyli co – kreślona z takim zadęciem koncepcja legnie w gruzach? Dziś śmieszny wydaje się argument właściciela użyty po zatrudnieniu Jozaka zamiast Jacka Magiery, że „drużyna potrzebowała lidera w szatni”.

Równie (nie) ciekawie jest w Gdańsku. Po kolejnej porażce, tym razem z Koroną w Kielcach, Lechia, która spadała i spadała w tabeli, w końcu wylądowała w strefie spadkowej. Mówimy o klubie, który miał europejskie aspiracje i nie zagrał w eliminacjach Ligi Europejskiej w ubiegłym roku tylko dlatego, że wykolegowała go Arka zdobywając trochę niespodziewanie Puchar Polski.

A w ostatniej kolejce sezonu zasadniczego dojdzie do derbów Trójmiasta. Arka powalczy o grupę mistrzowską, a Lechia spróbuje zdobyć jakieś punkty, które pomogą utrzymać się w lidze. W Gdańsku wielkanocne jaja są więc jeszcze bardziej nieświeże niż w Warszawie. A zadęcie z jakim opowiada się o świetlanej przyszłości mniej więcej podobne. 

Generalnie trudno jednak powiedzieć, żebym był sytuacją w Lechii zaskoczony, wręcz przeciwnie. Już dawno nie potrafiłem zrozumieć, co dzieje się w tym klubie. A puenta do jednego z tekstów na ten temat z października roku ubiegłego - „Obawiam się więc, że najgorsze dopiero nadejdzie…” - okazała się wyjątkowo trafna.

I na koniec o Pucharze Polski. We wrotek i środę odbędą się pierwszy mecze półfinałowe. Mnie jednak bardzie interesuje co będzie za kilka lat. Po ostatnim spotkaniu reprezentacji z Koreą Południową na Stadionie Śląskim przeczytałem zachwyty nad przebudowanym obiektem i sugestię, że może właśnie na nim odbywać się będą w przyszłości finały Pucharu Polski.

To jakiś absurd! Czyżby ktoś kolejny postanowił udowodnić, że nie ma takiej rzeczy, której nie udałoby się spieprzyć? I to wtedy, gdy Puchar Polski zyskał odpowiednią rangę, głównie dlatego, że jego finał odbywa się przy (prawie) pełnych trybunach na Stadionie Narodowym, czyli najważniejszym obiekcie piłkarskim w kraju? Finał na Narodowym stał się już pewnym symbolem...

Czyżby rozpoczęły się przygotowania do kolejnego… zjazdu PZPN? Trzeba szukać wsparcia tych, których głosy mogą się przydać w wyborach? Nawet za cenę burzenia tego, co sensownie zbudowano?

W tym miejscu powinienem napisać – to wszystko wielkanocne jaja, więc nie wierzcie w nic, bo jeszcze na dodatek jest dziś Prima Aprilis! Ale niestety nie napiszę, bo polska piłkarska rzeczywistość to są dopiero prawdziwe jaja. Nie tylko wielkanocne.

PS: I mała odtrutka. Na stronie Widzewa Łódź znalazłem informację - „Wolne bilety na najbliższy mecz: 17”. Ostatni w czwartej lidze, zwanej trzecią, z Sokołem Aleksandrów Łódzki obejrzało w sobotę 17 429 widzów. I wszystko prawda, żaden Prima Aprilis!!!

▬ ▬ ● ▬