Wymarzony wyrok w zawieszeniu

Fot. Trafnie.eu

Zbigniew Jakubas odniósł się w udzielonym wywiadzie do skandalu w klubie, którego jest właścicielem, a w mediach pojawiły się obszerne materiały na ten temat.

Może jeszcze nie wszyscy kojarzą, więc na wszelki wypadek wyjaśnię, że Jakubas jest właścicielem Motoru Lublin, który występuje w trzeciej lidze zwanej drugą. Do niedawna raczej nie był znany kibicom piłkarskim w swojej ojczyźnie, aż do pamiętnych wydarzeń po ligowym meczu Motoru z GKS Jastrzębie na początku marca. W roli głównej wystąpił wtedy trener lubelskiej drużyny Portugalczyk Gonçalo Feio.

W dużym skrócie - obrażał ówczesną rzeczniczkę prasową klubu Paulinę Maciążek i zranił rzuconym przedmiotem jego prezesa Pawła Tomczyka. Wyrok w tej sprawie wydała Komisja Dyscyplinarna PZPN, a w mediach pojawiły się właśnie obszerne materiały na wspomniany temat (za: sport.pl):

„Zeznania świadków zawarte w dokumencie PZPN nie pokrywają się w stu procentach, ale opisany w nich przebieg zdarzeń jest spójny. Czytamy w nich m.in.:

»Pan Feio w energiczny sposób szedł od wyjścia z sali konferencyjnej do biura klubu, odwracał się i krzyczał: gdzie ona, k...a, jest«. Oba pomieszczenia są na tym samym piętrze. Za tym Panem szedł [ówczesny prezes Motoru] Pan Paweł Tomczyk, który w bardzo spokojny sposób prosił go u uspokojenie się. ( ... ). Pomieszczenie nie jest duże i przy tylu osobach które tam były wydawało się wypełnione. Pan Feio podszedł do Pana Pawła Tomczyka bardzo blisko i po chwili odszedł z krzykiem, że czuje alkohol, krzyczał: to Ty już musisz pić, zostałeś alkoholikiem". (...) Pan Feio cały czas zachowywał się agresywnie i krzyczał, Pan Paweł powiedział mu, że nie szanuje kobiet, jeżeli tak się zachowuje. Wszyscy uczestniczy byli w szoku i praktycznie nikt nic nie mówił a tylko obserwował. Następnie Pan Feio podbiegł do biurka i kopnął biurko, normalnie uderzył biurko nogą! Ta sytuacja nie uspokoiła krnąbrnego Pana Feio, z biurka wziął plastikową kuwetę na dokumenty, podszedł do Nas i rzucił, przedmiot przeleciał tuz obok mnie i trafił Pana Pawła Tomczyka w łuk brwiowy. W wyniku rozcięcia łuku polała się znaczna ilość krwi”.

Komisja Dyscyplinarna PZPN orzekła, że „Feio »naruszył nietykalność cielesną« Tomczyka oraz »dopuścił się zachowania o charakterze nieetycznym«" wobec Maciążek. Portugalczyk został więc ukarany rokiem dyskwalifikacji - zawieszonym na dwa lata - oraz grzywną 30 tys. zł”.

Wyrok w zawieszeniu chyba najbardziej ucieszył Jakubasa, który od początku twardo obstawał za trenerem. Rzeczniczka i prezes zostali z Motoru, delikatnie mówiąc, pogonieni, natomiast Feio pracuje dalej, ma pełne wsparcie właściciela, który tak we wspomnianym na początku wywiadzie go broni (za: przegladsportowy.onet.pl):

„Zacznijmy od tego, że nie pochwalam żadnej agresji w życiu, a tym bardziej w sporcie. Ale pamiętajmy, że to była emocjonalna dyskusja między panami, podczas której trener rzucił w górę kuwetą z dokumentami i ta przypadkowo uderzyła prezesa Tomczyka. Nie było to celowe działanie. Gdyby podchodzić do tego, że za takie zachowanie jest dyskwalifikacja, czyli łamiemy karierę 33-letniemu człowiekowi, to pytanie: jak zachować się wobec zawodnika, który brutalnie faulując, łamie nogę rywalowi na boisku?”

Może myślę za mało (za bardzo?) logicznie, ale doprowadzając wspomniane rozumowanie do ściany, można rozgrzeszyć każde zachowanie, którego efektem nie jest złamanie komuś nogi. Jakubas wyjaśnił jeszcze:

„Po tym wydarzeniu dalsza współpraca między panami nie była możliwa, musiałem podjąć więc męską decyzję, kto dla klubu jest kluczową postacią. Jak widać, ponad miesiąc klub funkcjonuje bez prezesa i nic złego się nie dzieje, natomiast nie wyobrażam sobie funkcjonowania klubu bez trenera. Zasługa Goncalo dla rozwoju Motoru jest bezsprzeczna”.

Szkoda, że Jakubas nie zauważa, że akceptując czyjeś wybryki, choćby w imię „dobra klubu” stawianego ponad wszystko, można też złamać karierę komuś innemu, nie tylko „33-letniemu człowiekowi”.

I używa jeszcze jednego argumentu:

„Nie znam klubu, w którym trener przychodzi do pracy o 6 rano i kończy często o 20”.

Ja podobne znałem i nie zawsze kończyło się to dobrze dla trenera i klubu. Bo czyż powinnością właściciela firmy (klubu), nie powinno być dbanie, by zatrudnione w niej osoby pracowały jak najbardziej efektywnie? Nie sądzę, by tyranie od bladego świtu do nocy można za takie uznać.

Dlatego powtórzę tylko puentę z tekstu z początku marca, życząc panu Jakubasowi „by nikt w niego niczym w klubie nie rzucał, nawet będąc w tymże klubie przemęczony pracą dla jego dobra”.

▬ ▬ ● ▬