Zabawa dużych chłopców zapałkami

Fot. Trafnie.eu

Z informacji związanych z polską piłką jakie pojawiły się we wtorkowy wieczór, jedna zdecydowanie przebijała pozostałe. Ale nie ta, o której wszyscy myślą.

Bo jestem pewny, że myślą oczywiście o hat-tricku Arkadiusza Milika. Jego Napoli rozbiło w ostatniej kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów belgijski Genk, a polski napastnik zaaplikował mu trzy bramki jeszcze przed przerwą. Wyczyn zawsze godny uwagi nawet biorąc pod uwagę fakt, że rywale wielkiego oporu w Neapolu nie stawiali. 

Ja jednak bardziej niż Milikiem zajmę się belgijskim bramkarzem i jego trenerem. Mecz się jeszcze nie zaczął, gdy ten pierwszy stał się już bohaterem. Otóż trener Hannes Wolf postanowił dać zadebiutować w podstawowym składzie w europejskich pucharach Maartenowi Vandevoordtowi nie posiadającemu żadnego doświadczenia w seniorskim futbolu. W ten sposób siedemnastolatek stał się najmłodszym bramkarzem w historii Ligi Mistrzów.

Na tym jego osiągnięcia się zakończyły. Dla mnie debiutant w bramce Genku zachowywał się jak junior, który pomylił stadiony. Już w trzeciej minucie podarował bramkę Napoli. Kolejne interwencje do najpewniejszych też nie należały.

Decyzja trenera Wolfa, by posłać go do boju w prestiżowych rozgrywkach, zdecydowanie przypominała zabawę dużego chłopca zapałkami. I poparzył sobie ręce. A oceny w niczym nie zmienia fakt, że Belgowie przed ostatnim meczem w grupie nie mieli już szans nawet na trzecie miejsce, więc teoretycznie nie było się czego bać stawiając na Vandevoordta.

W polskiej piłce jest wielu dużych chłopców, którzy wręcz uwielbiają zabawy zapałkami, nie zastanawiając się nawet przez moment nad konsekwencjami. Bo właśnie ich dotyczyła informacja, która dla mnie zdecydowanie przebijała pozostałe. Spółka zarządzająca Ekstraklasą zakomunikowała (za: ekstraklasa.org):

„Rada nadzorcza jednogłośnie zdecydowała, byśmy formalnie wnioskowali do PZPN o zmniejszenie liczby spadkowiczów do 2 od kolejnego sezonu. Jak pokazują doświadczenia ostatnich lat, nie tak łatwo o 3 drużyny 1. Ligi, które spełniałyby wymogi licencyjne w Ekstraklasie, nie obniżałyby jej poziomu sportowego i atrakcyjności rozgrywek. A przecież wszystkim zależy nam na profesjonalizacji polskiej piłki - komentuje Marcin Animucki, prezes zarządu Ekstraklasy”.

Czyli postanowiła odkręcić beznadziejną decyzję obśmiewaną przeze mnie od samego początku, tak jak ostrzegam od lat przed reformatorami, których harce przypominają przysłowiową zabawę zapałkami:

„...uradzili nową reformę Ekstraklasy. Dalej będzie podział na grupy, dalej 37 kolejek, za to wprowadzona zostanie jedna zmiana – spadać z ligi będą nie dwie, ale trzy drużyny. GENIALNE! Na pewno dzięki temu za kilka lat polski klub wygra Ligę Mistrzów”.

W dalszej części wspomnianego wcześniej komunikatu spółki pojawia się jeszcze zdanie wypowiedziane przez prezesa Animuckiego:

„Bazujemy jednak na doświadczonym zespole, który na swoim koncie ma już znaczące sukcesy w tym zakresie i wygenerował rekordowe kontrakty dla ligi”.

Szkoda, że w swoim doświadczonym zespole Ekstraklasa S.,A. nie ma ludzi znających się na piłce, by w zalążku torpedować tak idiotyczne decyzje, jak ta o trzech spadkowiczach.

▬ ▬ ● ▬