2016-11-08
Zastanów się co robisz!
Nie mam najmniejszych wątpliwości kto był najpopularniejszym polskim piłkarzem w ostatnich tygodniach. Co najmniej z kilku powodów.
Gdyby przeanalizować medialne tytuły, Łukasz Teodorczyk pojawiał się w nich wyjątkowo często. Najpierw dlatego, że zdobył kolejną bramkę dla klubowej drużyny. Potem po zgrupowaniu kadry, gdy jako jeden z dwóch został nazwany z imienia i nazwiska. Ten wątek oczywiście pomijam, skoro trener Nawałka stwierdził w niedzielę, że żadnych nazwisk nie będzie.
Ale gdy piłkarze szczęśliwie wrócili po zgrupowaniu do swoich klubów, znów zrobiło się o nim głośno. Bo znów z podziwu godną regularnością strzelał bramki dla Anderlechtu Bruksela w lidze belgijskiej i Lidze Europejskiej. W ostatnich kilku dniach zaczęły się pojawiać jeszcze informacje o jego ewentualnym transferze.
To oczywiście nic niezwykłego. W piłkarskim świecie zawsze coś się dzieje, nawet jak z pozoru wydaje się, że jest wręcz odwrotnie. Rynek transferowy nie znosi pustki, więc trudno się dziwić, że bohaterem medialnych spekulacji jest akurat ten, który wyjątkowo skutecznie radzi sobie pod bramką rywali.
Lista klubów zainteresowanych podobno Teodorczykiem jest dość długa. Nie brakuje na niej znanych nazw: Borussia Dortmund, Red Bull Lipsk, Bayer Leverkusen, Stoke City, Everton, Sunderland, West Bromwich Albion, West Ham United, Aston Villa… I jak zwykle w takich przypadkach wyczuwam ogromne podniecenie w mediach o tym donoszących.
Już przeczytałem, że Teodorczyk miałby pójść śladem Roberta Lewandowskiego i trafić do Dortmundu jako potencjalny następca Pierre'a-Emericka Aubameyanga, szykującego się do odlotu. Perspektywa doprawdy interesująca, by nie powiedzieć kusząca.
Na razie Teodorczyk jest jeszcze zawodnikiem Dynama Kijów wypożyczonym do Anderlechtu. Belgowie mogą skorzystać z prawa pierwokupu i najpewniej skorzystają. Kwota pięciu milionów euro ich nie przerazi, skoro już pojawiły się informacje, że ewentualny nowy pracodawca Polaka musiałby z kolei im zapłacić nawet dwa razy tyle. Na pewno więc takiej okazji nie przegapią.
Jeśli informacje o zainteresowaniu Teodorczykiem okażą się prawdziwe, najpewniej podpisze kontrakt z klubem niemieckim czy angielskim, który zaproponuje mu tygodniówkę adekwatną do sumy transferu. Gdy przechodził do Dynama stwierdził przecież, że „pieniądze też są ważne”. Pewnie, że są. Choć ważne jest też to, co trzeba poświęcić w zamian.
A odnoszę wrażenie, że trochę jak samotny biały żagiel płynę teraz przez morze podniecenia ewentualnym transferem Polaka. I niepotrzebnie budzę wątpliwości, na które nie widzę żadnego zapotrzebowania. Ale konsekwentnie idę pod prąd zdając sobie sprawę z beznadziejności misja jakiej się podjąłem. I apeluję do Teodorczyka – zastanów się co robisz!
Zawsze przyjemnie, gdy polski piłkarz błyszczy gdzieś poza granicami. Tak jak teraz Teodorczyk w Anderlechcie. Sztuką jest bowiem trafić w odpowiednim czasie w odpowiednie miejsce. I on trafił. Aby tak się stało, należy prawidłowo ocenić własne umiejętności, trochę szczęścia też się przyda. W przeciwnym razie można się spodziewać twardego lądowania.
Moim zdaniem Teodorczyk nie posiada ani takiego potencjału, ani umiejętności, by bez problemu radzić sobie w Borussii, czy nawet w kilku innych klubach z cytowanej już listy. Gdyby posiadał, pewnie nie oglądałby EURO 2016 w telewizji.
Z całym szacunkiem dla jego imponujących dokonań w Anderlechcie w tym sezonie, Bundesliga czy Premiere League to jednak trochę inna półka. Czasami błędną decyzją transferową można spaprać sobie kilka lat kariery, o czym Teodorczyk chyba się przekonał w Kijowie.
Już raz moje przewidywania z nim związane niestety się sprawdziły. Choć życzę mu oczywiście jak najlepiej i bardzo chciałbym tym razem się mylić. A kto się pomyli, kto będzie miał rację, jak zawsze zweryfikuje boisko.
▬ ▬ ● ▬