Znów się nie udało

Fot. Trafnie.eu

W polskiej piłce ligowej szykują się zmiany. Ma zostać zlikwidowany przepis o konieczności gry od pierwszej minuty każdego meczu tak zwanego młodzieżowca.

Wspomniany przepis obowiązuje trzeci sezon i był w założeniu wprowadzony jako zbawienny dla rozwoju młodych talentów, 21-latków i młodszych. Miał pomóc im w regularnej grze i przeciwdziałać wypieraniu z podstawowego składu przez zagranicznych zawodników zwanych pogardliwie „szrotem”.

Zapowiadano zrobienie czegoś wyjątkowego, a wyszło jak zawsze. Ponieważ na boisku musi przebywać młodzieżowiec, aby ten przepis spełnić, trzeba w kadrze, na wszelki wypadek, mieć więcej takich piłkarzy. I niektórzy zaliczali puste przebiegi, czyli zamiast grać, jeździli z drużyną oglądając mecze z ławki.

Zdarzało się też, że młodzieżowcy byli nadmiernie eksploatowani. Musieli grać, by niepotrzebnie nie osłabiać drużyny, bo pozostali młodzi zawodnicy w kadrze nie prezentowali odpowiedniego poziomu. Z kolei inni byli wystawiani, choć nie prezentowali umiejętności, które ich do tego predysponowały, więc wątpliwe są korzyści z takich występów.

Przepis miał od początku wielu krytyków, ale gdy teraz w mediach pojawiły się informacje o planowanym jego zniesieniu od przyszłego sezonu, od razu zagrzmiał ten, który wcześniej za nim najbardziej optował, czyli były prezes PZPN Zbigniew Boniek (za: interia:pl):

„Są w nim tylko plusy, nie ma żadnych minusów. Oczywiście, limit jest pewną częścią ograniczenia i nie o to chodziło, tylko o wyrobienie tendencji, pokonanie problemu z wprowadzaniem młodzieży do pierwszej drużyny. Jeżeli ktoś uważa, że mentalność wprowadzania młodych zaszczepiła się na tyle, że nie trzeba żadnego przepisu, to OK. Natomiast największym błędem byłoby zrobienie polskiego wyjścia: »Dobra, panowie, nie musi nikt grać na boisku, wystarczy, żeby było trzech na ławce«. W efekcie będzie miał kto sprzęt nosić”.

Do mnie bardziej trafiają jednak argumenty użyte przez trenera Rakowa Częstochowa Marka Papszuna:

„Nie jest tajemnicą, że od początku byłem przeciwnikiem tej zasady i cieszę się, że zostanie zmieniona. Dla mnie to jest sztuczne. Nie widzę problemu, by dawać szansę młodym zawodnikom, gdy ich poziom jest wystarczający. Ale na najwyższym poziomie powinni grać najlepsi, a nie uprzywilejowani”.

Tak jak Papszun od początku byłem sceptycznie nastawiony do przepisu o młodzieżowcu, czego dowód stanowi opinia z 2018 roku:

„Dla mnie nie ma znaczenia kraj pochodzenia piłkarza, ani jego wiek. Dla mnie znaczenie mają tylko piłkarskie umiejętności. Powinny stanowić jedyny wyznacznik wstawienia kogoś do wyjściowej jedenastki, bądź nie”.

To niestety nie pierwszy pomysł, któremu byłem przeciwny, a który potrzebował lat, by z niego zrezygnować. Przypomnę więc, że od samego początku obśmiewałem niesławny system ESA37, który na szczęście poszedł już w odstawkę. Ile się nasłuchałem i naczytałem o jego domniemanych zaletach. Niektórzy dali się nawet nabrać na tę wazelinkę. Ja na szczęście nie, na dowód czego mogę zacytować zdanie z 2013 roku:

„Boże, chroń nas przed reformatorami”.

A gdy wreszcie zapadła decyzja o rezygnacji z ESA37, mogłem z satysfakcją stwierdzić w 2020 roku:

„Przypomnę tylko, że system (podział na grupę mistrzowską i spadkową oraz siedem dodatkowych kolejek po zakończeniu sezonu zasadniczego) wprowadzono po to, by zawodnicy ligowych drużyn więcej grali w piłkę. A gdy już wprowadzono, tak zwani reformatorzy zorientowali się, że grają za… dużo. Czyli kabaret w najczystszej formie”.

Teraz mam podobne odczucia czytając o planach likwidacji przepisu o młodzieżowcu. Przecież czyjaś mądra głowa po raz kolejny wymyśliła zbawienne rozwiązanie dla polskiej piłki. I była na tyle decyzyjna, żeby go wprowadzić w życie. Ja niestety takiej decyzyjności nie posiadam, więc nie mogłem pomysłu zablokować. Czyli piłkarskim decydentom znów się nie udało z genialnym pomysłem wpływającym w cudowny sposób na podniesienie poziomu ligowych rozgrywek. Nie mam jednak wątpliwości, że spróbują wkrótce znów coś przy nich pomajstrować.

▬ ▬ ● ▬