Będzie za co chwalić?

Fot. Trafnie.eu

Dwie polskie drużyny walczyły w czwartek w trzeciej rundzie kwalifikacyjnej do fazy grupowej Ligi Europejskiej. I uzyskały wyniki, jakie miały uzyskać.

Odpadł Piast, który przegrał 0:3 na wyjeździe z duńskim FC København. Wynik nie powinien być zaskoczeniem, skoro przed meczem prorokowano, że dla drużyny z Gliwic pokonanie rywala jest misją niewykonalną. I taką się w praktyce okazało.

Kto obejrzał tylko pierwszy kwadrans, mógł późniejszy wynik uznać i tak za „korzystny” dla Piasta. Jedna drużyna grała (gospodarze), druga tylko próbowała przeszkadzać (goście). Skończyło się to bramką zdobytą przez Kamila Wilczka, byłego zawodnika Piasta!

Później aż tak źle nie było, piłkarze z Polski stworzyli sobie nawet kilka okazji do zdobycia gola, ale bez żadnych konkretów. Za to gospodarze wypunktowali ich na zimno aplikując jeszcze dwie bramki.

Można przekornie stwierdzić, że największym sukcesem Piasta w Kopenhadze była obecność… Piotra Parzyszka. Zaraz po meczu poleciał do Włoch, bo za chwilę prawdopodobnie podpisze kontakt z drugoligowym Frosinone. Widać postęp, skoro klub z Gliwic pozbywa się jednego ze swoich kluczowych zawodników dopiero po meczu. W ubiegłym sezonie Joel Valencia, wtedy piłkarz sezonu w Ekstraklasie, odszedł do Brentfordu zostawiając drużynę przed rewanżowym meczem kwalifikacyjnym do Ligi Europejskiej z łotewskim Riga FC, na którym zakończył się jej udział w rozgrywkach.

Z drużyny Piasta, która w ubiegłym roku niespodziewanie została mistrzem Polski, zdążyli już odejść, obok Valencii i Parzyszka, także: Aleksandar Sedlar, Patryk Dziczek, Jorge Felix i Tom Hateley. Klub z Gliwic pozyskał na ich miejsce Jakuba Świerczoka i Kristophera Vidę. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że Piast jest teraz słabszy niż przed rokiem. Jeśli klub sprzedaje swojego kluczowego gracza (Parzyszek) za, według prasowych spekulacji, pół miliona euro, nie ma prawa wyeliminować drużyny z zupełnie innej piłkarskiej rzeczywistości, jaką była dla niego FC København.

Tak jak sprawdziły się przewidywania związane z wynikiem meczu Piasta, tak sprawdziły się też te związane z Legią. Pokonała w Warszawie 2:0 kosowski zespół Drita Gnjilane, jak miała pokonać. Nie należy się jednak tym faktem specjalnie podniecać, wręcz przeciwnie. Legia mogła spotkać się z Dritą już wcześniej, w pierwszej rundzie kwalifikacyjnej do (jeszcze wtedy) Ligi Mistrzów, ale Kosowianie zainfekowali się koronawirusem i ich mecz w rundzie wstępnej zweryfikowano jako walkower dla Linfieldu Belfast, który poległ później w Warszawie.

Legia pokonała więc dwie słabe drużyny z europejskich futbolowych peryferii, przegrywając pod drodze z nieco silniejszą cypryjską Omonią Nikozja i lądując przez to w kwalifikacjach do dużo słabszej Ligi Europejskiej. 

Ciesząc się, że tym razem polskie drużyny nie przegrywały seryjnie wszystkiego, co było do przegrania jak w poprzednich kilku sezonach, trzeba jednocześnie trzeźwo stwierdzić, że prawdziwe europejskie puchary jeszcze się nie zaczęły. To były na razie przebieżki piłkarskiej prowincji.

W przyszłym tygodniu dwa teoretycznie najsilniejsze polskie zespoły będą miały szansę pokazać ile naprawdę znaczą. W ostatniej rundzie kwalifikacyjnej do fazy grupowej Ligi Europejskiej Legia zmierzy się w Warszawie z azerskim Qarabağ FK, a Lech Poznań w Belgii z Charleroi. Jeśli wywalczą awans, pochwale je z największą przyjemnością.

▬ ▬ ● ▬