Chaos i Drita po raz drugi

Fot. Trafnie.eu

Koszmar polskiej piłki nadal ma wolne. Dzięki temu w kwalifikacjach do Ligi Europejskiej awans wywalczył Piast. I w trzeciej rundzie są trzy polskie drużyny.

Koszmarem polskiej piłki są oczywiście od wielu lat europejskie puchary. Gdy w środę Lech Poznań pokonał w Sztokholmie miejscowe Hammarby 3:0, uznałem, że wziął sobie wolne i zacząłem się zastanawiać na jak długo.

Dzień później dwa razy wydawało mi się, że koszmar jednak przypomniał sobie o polskich klubach. Na szczęście wydawało się tylko przez chwilę. Działo się to podczas meczu drugiej rundy kwalifikacyjnej do Ligi Europejskiej, w której Piast podejmował w Gliwicach austriacki Hartberg wygrywając 3:2.

Wynik świetny, bo przy rozgrywaniu w obecnym sezonie tylko jednego meczu w eliminacjach, oznacza awans do trzeciej rundy. I za ten awans trzeba Piasta pochwalić. Niestety chyba jedyne na takie pochwały zasłużył.

Można zaryzykować twierdzenie, które wielkim ryzykiem nie będzie, że Piast odniósł pierwsze zwycięstwo nad Hartbergiem już w Nyonie, gdy w siedzibie UEFA dokonywano losowania par drugiej rundy. Polskiej drużyny w ostatnich latach grały tak tragicznie w europejskich pucharach, że najważniejsze bywa dla nich właśnie losowanie rywali. Jeśli okazuje się pomyślne, jest szansa na marzenia o następnej rundzie.

W przypadku wylosowania Hartbergu tak właśnie było. Dla austriackiego klubu mecz w Gliwicach był debiutem w europejskich pucharach. Nawet biorąc pod uwagę ciężkostrawną mizerię naszych przedstawicieli w poprzednich sezonach, trudno było drżeć przed takim przeciwnikiem.

I początek meczu oczekiwania potwierdził. Piast objął prowadzenie po indywidualnej akcji Martina Konczkowskiego. Prawy obrońca zdecydował się na odważną wycieczkę po skrzydle zakładając najpierw „siatkę” obrońcy rywali, a następnie kolejną bramkarzowi, posyłając piłkę do bramki między jego nogami.

Już choćby opis objęcia prowadzenia wskazuje, że drużyny Hartberga nie tworzą orły europejskiego futbolu. Dlatego smutną refleksją je ta, że piłkarze z Gliwic dali im wyrównać stan meczu. Dali dwukrotnie, bo znów objęli prowadzenie, by pięć minut przed końcem zdobyć wreszcie zwycięskiego gola.

Awans cieszy, skoro nie raz i nie dwa zdarzało się w historii pucharów, że naszych ogrywały drużyny z Austrii. Niestety na tej refleksji kończy się optymizm w postrzeganiu występu Piasta. Mecz był marny, a słowem oddającym najlepiej przebieg boiskowych wydarzeń jest „chaos”. Właśnie on zdominował wiele akcji obu drużyn, stanowczo zbyt wiele. Zapamiętałem, że w jednej z nich trzy, czy nawet cztery kolejne podania były niecelne (!), więc oczywiste jest, że obie drużyny solidarnie brały udział w realizacji niezbyt ambitnego scenariusza. Piłka często wysoko fruwała nad murawą, co nie stanowiło niestety odzwierciedlenia wysokiego poziomu, ale niemożności sprowadzenia jej do parteru, po kolejnym uderzeniu głową.

Z pewnością nie będą tym faktem zmartwieni trenerzy i piłkarze duńskiego FC København, z Kamilem Wilczkiem w ataku. Bo to właśnie rywal Piasta w trzeciej rundzie kwalifikacji.

Przeciwnikiem Lecha będzie cypryjski Apollon Limassol, który na Krecie pokonał 1:0 grecki OFI Iraklion. Natomiast Legia zagra z Dritą Gnjilane. Tą samą, z którą mogła rywalizować w pierwszej rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów!

Drita miała grać wcześniej, w drugiej rundzie wstępnej, z późniejszym rywalem Legii – Linfieldem Belfast, który awansował bez gry, ponieważ drużyna z Kosowa została wykluczona z rozgrywek z powodu zainfekowania jej zawodników koronawirusem. Następnie została z automatu przeniesiona do Ligi Europejskiej. I znów trafiła na Legię, też zasłaną do tych rozgrywek po porażce w Warszawie 0:2 z cypryjską Omonią Nikozja. W przyszłym tygodniu przekonamy się czy to silniejszy rywal od Linfieldu, którego mistrz Polski pokonał, choć z trudem 1:0, w pierwszej rundzie.

▬ ▬ ● ▬