Bezbarwny i bezzębny znów strzela

Fot. Trafnie.eu

Mogę z satysfakcją powiedzieć, że mój „efekt sinusoidy” hula w najlepsze. Satysfakcję mam jednak z tego średnią, żeby nie powiedzieć żadną.

Obejrzałem bramki zdobyte przez Roberta Lewandowskiego w ostatniej kolejce Bundesligi. Pierwsze dwie dla Bayernu, który ograł na wyjeździe Paderborn aż 6:0. Czyli najważniejsze w meczu, bo praktycznie go ustawiły i w konsekwencji zadecydowały o ostatecznym wyniku.

Bramki są dla napastnika ważne, jeśli nie najważniejsze (w statystykach), ale ja zawsze lubię sobie obejrzeć jak je strzela. W spotkaniu w Paderborn Lewandowski dwa razy idealnie w tempo wyszedł do piłki, więc ta, po podaniach kolegów, po chwili go znalazła. I dwa razy skutecznie wykończył akcje. Czyli zachował się jak Lewandowski, więc cóż za niespodzianka? To przecież piłkarz światowej klasy, co już wiedziałem, gdy wielu kopało go jeszcze bez znieczulenia po nieudanych meczach w reprezentacji.

Czy to ten sam, który zaledwie kilka dni wcześniej był największym nieudacznikiem w Monachium? Czy to największy niewypał transferowy Bayernu obecnego sezonu? Do takich wniosków doszli przecież wybitni znawcy analizując szczegółowo jego występy. A gdy znalazł się na ławie w meczu Ligi Mistrzów z Szachtarem zaczynałem się zastanawiać kiedy zostanie zwolniony dyscyplinarnie za nienależyte wypełnianie swoich obowiązków. Zdziwiłem się tylko, gdy w tym samym czasie pojawiła się informacja, że chce go Paris SG. Po co? Takiego niedojdę?

Ale moment... Wydawało mi się, że całkiem niedawno czytałem - „Lewandowski znów zachwycił”. Oczywiście, wszystko się zgadza. Ale czy zanim znów zachwycił nie był „bezbarwny” i „bezzębny”? No był, choć na samym początku sezonu strzelał „fenomenalne bramki”. A później do niczego się nie nadawał? Jak najbardziej, też się zgadza. Podobny scenariusz przerabiał wcześniej w reprezentacji Polski. Typowy piłkarski produkt niepełnowartościowy. Na zmianę oczywiście z towarem z najwyższej półki.

Mogę więc z satysfakcją stwierdzić, że efekt sinusoidy hula w najlepsze. A satysfakcja wynika z faktu, że sam go wymyśliłem i opisałem. Nie zdążyłem jeszcze tylko opatentować. Może gdybym to zrobił różnej maści eksperci musieliby wykupić licencję, więc wcześniej trochę bardziej zastanowiliby się nad tym, co wypisują i wygadują.

Zresztą efekt sinusoidy nie dotyczy tylko Lewandowskiego. Już kilka razy się nad nim pochylałem. Nie tak dawno nieudacznika próbowano zrobić nawet z Messiego. Ostatnio jego ofiarą padł Cristiano Ronaldo. Nie zdobył przecież gola w trzech kolejnych meczach. W aż t-r-z-e-c-h!!! To dopiero dramat...

Lewandowski podchodzi do wszystkiego ze spokojem, czego dał wyraz w wywiadzie dla Wirtualnej Polski:

„Jak jest dobry mecz, to pochwalą. Jak słabszy – od razu w druga stronę. Tak funkcjonuje dzisiejszy futbol i współczesne media, nie da się z tym walczyć, bo to nie ma sensu. Trzeba sobie z tym poradzić i w każdym meczu pokazywać się z jak najlepszej strony”.

Pozazdrościć wyrozumiałości. Ja jednak zdanie mam zupełnie inne, niezmienne od lat. Będę do znudzenia powtarzał - prawdziwą sztuką jest dostrzec jakąś zaletę i mieć odwagę pochwalić, gdy wszyscy krytykują, lub skrytykować, gdy wszyscy chwalą.

▬ ▬ ● ▬