Czy tak musiało być?

Fot. Trafnie.eu

W moim mocno subiektywnym podsumowaniu roku tym razem o ciemniejszych stronach polskiej piłki. Niestety, jak w poprzednich latach, było w czym wybierać.

Bezkonkurencyjni dla mnie pozostają kibice Widzewa. W ostatnim meczu trzeciej ligi, zwanej drugą, w ubiegłym sezonie ich drużyna podejmowała w Łodzi Znicz Pruszków. Choć przegrała, dzięki korzystnym rezultatom w innych spotkaniach, i tak wywalczyła awans.

To było słodko-gorzkie zwieńczenie ostatnich nerwowych kolejek, gdy wydawało się, że w Łodzi postanowiono wdrożyć w życie scenariusz pod tytułem – niemożliwe nie istnieje. Drużyna grała słabiutko i naprawdę niewiele brakowało, by utraciła wywalczoną wcześniej sporą przewagę i przegrała walkę o awans, jak rok wcześniej.

Kibice Widzewa postanowili rozładować nagromadzone w tych nerwowych kolejkach negatywne emocje, wtargnęli po końcowym gwizdku na boisko, zażądali od piłkarzy oddania koszulek, a dwóch nawet uderzyli w twarz! Paradoksalnie zawodnicy, którym od kilku tygodni zarzucali brak ambicji, byli tak zestresowani, że w końcówce sezonu nie wytrzymywali zbyt dużego dla nich ciśnienia jakie powstało wokół ich drużyny.

Widzew w ostatnich latach egzystował głównie dzięki kibicom, a konkretnie milionom otrzymanym z kupowanych przez nich co roku kilkunastu tysięcy karnetów. Ale to jeszcze nie powód, by próbować wprowadzać swoje bandyckie rządy z karaniem zawodników według własnego uznania. Zamiast radości z awansu pozostał niesmak.

Niesmak to adekwatne słowo dla określenia zachowania prezesa Cracovii Janusza Filipiaka, tytułowanego często w mediach „profesorem” (jest profesorem nauk technicznych). Podczas derbów Krakowa dał popis zachowania, które ludziom noszącym ten dostojny tytuł z całą pewnością nie przystoi.

Stał się nieplanowaną… ofiarą pandemii koronawirusa. Wspomniany mecz ze względów bezpieczeństwa epidemiologicznego rozgrywano przy pustych trybunach. A wtedy łatwiej usłyszeć co piłkarze wykrzykują na boisku, ale też towarzyszący im przedstawiciele klubów na trybunach. I pan Filipiak dość jednoznacznym określeniem potraktował prowadzącego mecz sędziego Daniela Stefańskiego, z którego decyzji był zdecydowanie niezadowolony:

„Ty ch…”.

Gdyby na trybunach byli kibice, nikt by z pewnością zawołania prezesa nie usłyszał w hałasie panującym zwykle podczas każdego meczu. Ale ponieważ trybuny były puste, donośny głos wydobywający się z prezesowskiej loży był aż za dobrze słyszalny.

Po meczu wrócił do rzeczywistości, przepraszając za swoje zachowanie. Tłumaczył je emocjami związanymi z boiskowymi wydarzeniami. Wydaje mi się jednak, że to trochę miałki argument...

I na koniec o sprawie, która mnie mocno zasmuciła. Chodzi o spór Roberta Lewandowskiego z byłym jego agentem Cezarym Kucharskim. Zaangażowane zostały już w niego i sąd, i prokuratura, o całej armii prawników nie wspominając. Nie mam zamiaru tego sporu rozstrzygać, bo nie mam ku temu wiarygodnych informacji.

Zastanawiam się tylko – czy w momencie, gdy wreszcie jakiś polski zawodnik jest na samym szczycie światowej piłki, musiało do czegoś takiego dojść? Czy piłka bardziej nas łączy, czy bardziej dzieli? Niech każdy spróbuje odpowiedzieć sobie na te pytania sam.

▬ ▬ ● ▬