Już bez Miss Premier League

Fot. Trafnie.eu

W subiektywnym podsumowaniu tygodnia o pożegnaniach i powrotach. Niektóre były do przewidzenia. Choć jest niestety i przykre zaskoczenie.

Marina Granovskaia odchodzi z Chelsea FC. To być może najważniejsza informacja kończącego się tygodnia. Jeśli ktoś uważa, że przesadzam, chyba nie do końca wie o kim mowa. Przez prawie dwadzieścia lat była dyrektorem sportowym londyńskiego klubu. Nazywano ją „Żelazną Damą” czy „najbardziej wpływową kobietą” we współczesnej piłce. Poza cechami menedżersko-biznesowymi przykuwała uwagę także wyjątkową urodą. Na pewno określenie Miss Premier League nie będzie na wyrost, co powinna potwierdzić większość panów interesujących się (nie tylko) angielskim futbolem.

Gdyby nie wywołana przez Rosję wojna z Ukrainą i związane z nią sankcje, które objęły między innymi właściciela Chelsea Romana Abramowicza, Granovskaia pewnie dalej z powodzeniem pełniłaby swoją funkcję. Kiedy jednak londyński klub został oficjalnie sprzedany amerykańskim biznesmenom, stało się jasne, że nadszedł czas pożegnania dla osoby tak blisko związanej z rosyjskim oligarchą, co właśnie nastąpiło.

Z Londynu już na stałe do Zagłębia Lubin powrócił za to Jarosław Jach. Doprecyzuję, że określenie „z Londynu” ma charakter raczej umowny. Przez ostatnie cztery i pół roku był związany z miejscowym klubem Crystal Palace. Z kolei „był związany” jest określeniem znacznie bardziej precyzyjnym na przykład od „grał”. Bo Jach niestety przez tyle lat nie zdołał nawet zadebiutować w Premier League.

Nie było to aż tak wielkim zaskoczeniem dla tych, ze mną włącznie, którzy ostrzegali go przed tym transferem z Zagłębia. On jednak słuchać nie chciał. Nie pomógł też zbytni optymizm w postrzeganiu własnych umiejętności (za: przegladsportowy.pl):

„Nie czuję, żebym odstawał, jestem takim samym zawodnikiem jak pozostali. Chcę na początku poczuć atmosferę Premier League. W drużynie są problemy zdrowotne, może się zdarzyć, że zaraz znajdę się w kadrze meczowej”.

Jach był wypożyczany do różnych klubów (turecki Çaykur Rizespor, mołdawski Sheriff Tiraspol, Raków Częstochowa, holenderska Fortuna Sittard, znów Raków), bo Crystal Palace, choć to angielski średniak, okazał się dla niego zdecydowanie za silny i zakończył w nim pobyt występami w drużynie rezerw.

Po debiucie w reprezentacji w 2017 roku miał szansę na wyjazd na mistrzostwa świata w Rosji, ale ze względu na swoje klubowe perypetie, więcej do kadry już powołany nie był. Teraz, po wygaśnięciu kontraktu z Crystal Palace, powrócił do ojczyzny do klubu, z którego ruszył w świat, ale niestety kilkuletnia podróż nie była udana. Płynie z tego dość oczywisty wniosek, że przy transferach do czołowych lig europejskich polscy piłkarze powinni mierzyć zamiar podług sił, a nie siły na zamiary.

A teraz o pożegnaniu, które zaskakuje, przynajmniej mnie. Nowy sezon jeszcze się nie zaczął, a już skończył się dla:

„Zarząd Klub Wigry Suwałki S.A. z przykrością informuje, iż z przyczyn finansowych nie może przystąpić do rozgrywek o Mistrzostwo II Ligi Piłki Nożnej w sezonie 2022/2023.

W ostatnim czasie władze Klubu podjęły wiele starań, rozmów, spotkań, aby Wigry pozostały w rozgrywkach na szczeblu centralnym. Niestety sytuacja Spółki, a dodatkowo wciąż rosnące wymagania finansowe na tym poziomie rozgrywkowym, nie dają gwarancji, iż uda się zapewnić stabilny poziom finansowania Klubu w przyszłości. Istnieje ogromne ryzyko, że w drugiej części nadchodzącego sezonu, nie będziemy mogli spełnić wcześniej zaciągniętych zobowiązań, a co gorsze istniałoby ryzyko utraty płynności finansowej. To zaś oznaczałoby ogłoszenie upadłości Spółki”.

Przypomnę tylko, że w trakcie poprzedniego sezonu z tej samej ligi wycofał się (po 22. kolejce) z rozgrywek GKS Bełchatów. To nie jest budująca informacja o kondycji polskiej piłki, skoro w ciągu kilku miesięcy już drugi klub nie jest w stanie sprostać wymaganiom finansowym w trzeciej lidze. I jak widać nie pomaga w niczym fakt, że oficjalnie nazywana jest drugą.

Ale na koniec będzie coś optymistycznego. Do wspomnianej ligi awansowała Polonia Warszawa. Przed dziewięcioma laty została karnie relegowana z Ekstraklasy o pięć poziomów rozgrywek, gdy do wiatru wystawił ją właściciel, tylko z nazwy, Ireneusz Król, który losem klubu przestał się interesować, więc ten stał się bankrutem. Przed dwoma laty Polonii znów groziło bankructwo, ale jednak ocalała dzięki pieniądzom zainwestowanym przez francuskiego biznesmena działającego w Polsce w branży informatycznej, Grégoire Nitota. Kupił klub, by go uratować, nie licząc na żadne zyski. Jak widać czasem cuda się zdarzają.

▬ ▬ ● ▬