Komu (nie)warto pokazywać maila?

Fot. Trafnie.eu

Reprezentacja Polski rozpocznie w czwartek udział w kolejnej edycji Ligi Narodów meczem ze Szkocją w Glasgow. Na razie wiadomo kto jej bramki nie strzeli.

Mecze Szkotów podczas niedawnych finałów mistrzostw Europy w Niemczech były moimi ulubionymi. Nie ze względu na piłkarzy jednak, ale na kibiców. Wszędzie, gdzie ich spotykałem – w Monachium, w Kolonii, w Stuttgarcie – obowiązywała zasada – „No Scotland, no party”. I wszędzie imprezowali w najlepsze, stwarzając w tych miastach atmosferę beztroskiego pikniku. Nie było szans, by się w ich towarzystwie nudzić.

Gorsze było towarzystwo szkockich piłkarzy na boisku, obserwowanych podczas meczów z trybun. Akurat ich grą można się było znudzić. W ciągu ostatnich kilku lat bardzo mi zaimponowali, robiąc ogromny postęp. Pamiętam doskonale drużynę prowadzoną jeszcze przez Gordona Strachana i jej wyjątkowo siermiężny styl. Trudno było na nią patrzeć, choć jeszcze trudniej ją pokonać. Polacy najpierw przegrali ze Szkotami w towarzyskim meczu w Warszawie, by potem dwukrotnie zremisować 2:2 w eliminacjach do mistrzostw Europy w 2016 roku. A Strachan zachwycał się jeszcze na dodatek brutalnymi wyczynami niejakiego Gordona Greera, który o mało nie złamał nogi Robertowi Lewandowskiemu.

Jednak trzeba oddać Szkotom, że w kolejnych latach nie koncentrowali się głównie na przeszkadzaniu rywalom. Z przyjemnością obejrzałem kilka ich meczów. W tym towarzyskim z Polską w Glasgow w 2022 roku, będącym debiutem Czesława Michniewicza w roli selekcjonera, a zakończonym remisem 1:1, byli już inną drużyną. Wyszarpany wtedy remis, po bramce z karnego Krzysztofa Piątka w doliczonym czasie gry, należało uznać za sukces, bo z przebiegu spotkania Polacy niekoniecznie na taki rezultat zasłużyli.

I chyba zbudowane na tej bazie oczekiwania sprawiły, że Szkoci tak bardzo mnie rozczarowali na turnieju w Niemczech. Zrobili zdecydowany krok w tył. Trudno było dostrzec w ich grze jakąś kreatywność. Nie wyszli z grupy zajmując w niej ostatnie miejsce po porażkach z Niemcami i Węgrami oraz remisie ze Szwajcarią. 

John Carver, asystent Steve Clarke’a, menedżera reprezentacji Szkocji, przepytywany przed meczem z Polską, stwierdził, że występ na EURO 2024 był największym rozczarowaniem w jego karierze. I nawet gdy pojechał po turnieju na wakacje, nie potrafił wyrzucić z głowy myśli z tym występem związanych. Wspomniany Clarke, który mimo krytyki drużyny zachował po mistrzostwach posadę, zadeklarował, że nie chce w kadrze rewolucji, tylko ewolucję. A kapitan Szkotów Andy Robertson stwierdził, że muszą zagrać z Polska tak, by znów poczuć uwielbienie kibiców.

Na pewno nie pomoże w tym napastnik Torino Che Adams, który wypadł z kadry, a jego nieobecność stała się jednym z głównych tematów ostatniej konferencji prasowej przed meczem. Najpierw bowiem „The Scottish Sun” zasugerował, że dla Adamsa ważniejszy od reprezentacji jest klub. Sam miał poprosić o to, by go nie powoływać na wrześniowe mecze reprezentacji, choć jest w pełni zdolny do gry.

Clarke’a takie insynuacje wyraźnie rozsierdziły, bowiem zaproponował nawet, że może pokazać dziennikarzowi maila jakiego dostał w sobotę z Torino, potwierdzającego, że Adams podczas ostatniego meczu ligowego doznał kontuzji uda i kolana, dlatego nie było sensu, by przylatywał do Glasgow, więc ustalono, że pozostanie we Włoszech.

Bez względu na to dlaczego się w ojczyźnie nie pojawił, jedno jest pewne – w czwartek Polsce bramki nie strzeli. A był pewniakiem do występu w ataku gospodarzy.

▬ ▬ ● ▬