Krok w tył, czyli do… przodu

Fot. Trafnie.eu

Polska wygrała 1:0 z Albanią w Warszawie w drugim meczu eliminacyjnym do Euro 2024 pod wodzą Fernando Santosa. Naprawdę trudno narzekać, więc…

Przed meczem, czyli w atmosferze wciąż mocno dyskutowanej porażki z Czechami w Pradze, trafiłem w internecie na pytanie - gorzej być nie może? Parafrazując jedno ze słynnych powiedzeń równie słynnego trenera Kazimierza Górskiego – „Jak jest dobrze, zawsze może być lepiej” – należy stwierdzić, że jak jest źle, zawsze może być gorzej. Może, co nie znaczy, że musi. Dlatego piłkarze Santosa zdobyli w poniedziałkowy wieczór trzy punkty, wręcz bezcenne, biorąc pod uwagę jak zaczęli eliminacje.

Portugalski trener wprowadzi wiele zmian w funkcjonowaniu polskiej kadry. Jedną z nich był trening zaordynowany zawodnikom w niedzielny poranek, dzień przed meczem z Albanią. Jeszcze wcześniej, na 10:20, wyznaczono początek oficjalnej konferencji prasowej. Ciężka raczej do zaakceptowana dla redaktorów, bo niemal wszyscy, których znam, tak wcześnie wstawać nie lubią. 

Santos nie przywitał ich szerokim uśmiechem mogących tknąć we wszystkich obecnych mnóstwo potrzebnego optymizmu, co, przynajmniej dla mnie, nie było żadnym zaskoczeniem. Zamiast tego stwierdził między innymi, że największym problemem decydującym o porażce w Pradze „była drużyna” (za: przegladsportowy.onet.pl):

„Nie istnieliśmy jako kolektyw, źle graliśmy bez piłki, nie reagowaliśmy, nie wygrywaliśmy pojedynków. Żeby drużyna była silna, musi pracować cała jedenastka. Najprościej się mówi: przegraliśmy z winy obrońców, wygraliśmy dzięki dobrej grze atakujących. To tak nie działa, piłka nożna to gra totalna”.

Wszystko prawda, ale trzeba było porażki z Czechami, by dojść do podobnych wniosków? Odnoszę wrażenie, że tak jak polscy piłkarze zostali w szatni, gdy w piątek zaczął się mecz w Pradze, tak Portugalczyk mentalnie w ogóle do Polski nie dojechał, by objąć nową posadę. Wcześniej znał dobrze piłkarskie realia krajów (Grecja, Portugalia), których reprezentacje obejmował. Polskie, w trybie pilnym, poznaje teraz zmuszony do błyskawicznego zarządzania wielkim kryzysem już na starcie.

Kiedy zaczął się mecz z Albanią, zacząłem liczyć sekundy. W 28., czyli tej samej, w której w Pradze padła już pierwsza bramka, polska drużyna wywalczyła rzut z autu na wysokości pola karnego rywali. Niemal kopia sytuacji z poprzedniego meczu, jednak nie wykorzystana jak przez Czechów, z powodu braku takiej umiejętności jaką posiadają z dalekim wrzutem z autu.

Nie narzekałem jednak, skoro już wtedy było wiadomo, że tak szybko bramka po raz drugi stracona nie będzie. Nie zapowiadały tego także kolejne minuty. Mecz był taki sobie, jeśli chodzi o atrakcyjność gry. Obie drużyny nastawione raczej zachowawczo, by niepotrzebnie nie zrobić sobie krzywdy na samym początku. Nasza miała przewagę, nawet wyraźną, ale bez wielkiego przełożenia na sytuacje bramkowe. Jednak jeszcze przed przerwą zdołała dosłownie wcisnąć piłkę do siatki, gdy przytomnie zachował się Karol Świderski dobijając ją po strzale z dalszej odległości, po którym trafiła w słupek. Stwierdził później, że zawodnicy chcieli „zmazać plamę po Pradze”, co im się udało. Pod koniec meczu Albańczycy mieli najlepszą okazje na wyrównanie, jednak jej nie wykorzystali. I dobrze, bo na remis moim zdaniem nie zasłużyli.

Nie mam zamiaru narzekać na widowisko, jakie dane mi było oglądać, bo żadnych fajerwerków się nie spodziewałem. Oczekiwałem przede wszystkim trzech punktów, co zostało osiągnięte. Trener Santos po meczu wychwalał pod niebiosa swoich piłkarzy, że walczyli, że byli drużyną, że widać było solidarność na boisku, itp., itd. Prawda, choć obiektywnie przyznać muszę, mając w pamięci poprzedni mecz Polska – Albania w Warszawie w eliminacjach do ostatnich mistrzostw świata, że w porównaniu z nim obie drużyny zrobiły niestety krok do tyłu. Ale w porównaniu z meczem sprzed kilku dni w Pradze, nasi zrobili zdecydowany krok do przodu, co cieszy. Cieszy też wypowiedź Santosa, który stwierdził, że widzi nad czym trzeba jeszcze pracować, choć o mankamentach w grze głośno mówić nie chciał.

Chyba już wie, że praca w Polsce to nie jest łatwy sposób zarabiania na życie, skoro powiedział jeszcze ważne zdanie, że „każdy trener uczy się też swoich piłkarzy”. I chyba już wie, że walka awans na mistrzostwa Europy łatwa nie będzie. Wiedzą to też Czesi, którzy w poniedziałek bezbramkowo zremisowali na wyjeździe z Mołdawią. Czyli łatwa grupa, jaką miała być podobno ta polska, z pewnością wcale taka łatwa nie jest.

▬ ▬ ● ▬