Król, człowiek ogarnięty i...

Fot. Trafnie.eu

Podsumowując ostatni rok w polskiej pice postanowiłem zwrócić uwagę na tych, którzy zasłużyli na wyróżnienie, choć nie zawsze są należycie docenieni.

To będzie moja bardzo krótka i bardzo subiektywna lista. Zacznę od bramkarza Arki Gdynia. Pavels Steinbors niedawno wystąpił w setnym meczu ligowym z rzędu od pierwszej do ostatniej minuty. Wyczyn naprawdę godny szacunku. W przypadku Łotysza jeszcze większego, gdy zwróci się uwagę na jego formę. Kibice Arki wywiesili na meczu z Zagłębiem Lubin, gdy bił wspomniany rekord, transparent następującej treści: 

„Ile to już razy ratowałeś nas w potrzebie, Pavels królu gdzie dzisiaj byłaby Arka bez ciebie”.

Steinbors miał w tym roku wiele świetnych występów, a kilka wręcz rewelacyjnych. Sam nie raz przestrzegałem, by ważyć słowa w pochwałach, ale akurat w tych nie ma żadnej przesady. Kibice z Gdyni właściwie podsumowali swego bramkarza na wspomnianym transparencie.

Odnoszę wrażenie, że oprócz nich mało kto potrafi w pełni docenić umiejętności Steinborsa. A szkoda, bo szczególnie w ostatnich miesiącach zasługuje na pochwały jak mało kto w Ekstraklasie. Przy okazji Steinbors ośmiesza zwolenników tępienia w polskiej piłce „zagranicznego szrotu”, spełniając kryteria obraźliwego określenia wręcz wzorcowo.

Gdy w 2013 roku sprowadzał go do Polski Górnik Zabrze miał 28 lat i nie sądzę, by ktokolwiek w piłkarskim świecie, poza Łotwą, znał tego bramkarza. A występuje z powodzeniem w Ekstraklasie już szósty sezon (z roczną przerwą na grę w lidze cypryjskiej) stając się najważniejszym piłkarzem Arki i gwiazdą ligi, co powinno dawać do myślenia zwolennikom natychmiastowego wydalenia z rodzimej ligi „zagranicznego szrotu”.

Drugą osobą, na którą chciałbym zwrócić uwagę w kończącym się roku, jest prezes ŁKS Łódź Tomasz Salski. Za jego rządów w ubiegłym sezonie drużyna wróciła do Ekstraklasy bez zbędnego rozgłosu i wielkiego zadęcia. Wróciła, co wcale nie wydawało się takie oczywiste. Bo sąsiedzi z dzielnicy Widzew dysponujący o niebo większym budżetem, skupiali i skupiają na sobie znacznie większą uwagę mimo gry tylko w trzeciej (drugiej tylko z nazwy) lidze. I to ich awans rok po roku wydawał się czymś naturalnym i oczywistym, choć w tym kończącym się nie nastąpił.

Wiem, że ŁKS teraz jest na dnie tabeli, ale z tego powodu zdania o prezesie klubu nie zmienię. Łódzcy dziennikarze doskonale znający miejscowe realia uświadomili mi, że…:

„...najlepsze co mogło się przytrafić ŁKS, to firma... pogrzebowa „Klepsydra”. A dokładniej jej właściciel Tomasz Salski. Potrafiący zarabiać pieniądze, ale też mądrze je wydawać. Także jako prezes klubu. Wyda tyle, ile może, więc na pewno nie zadłuży ŁKS żyjąc ponad stan”.

Prezes, nazywany przez nich „człowiekiem ogarniętym”, zaimponował mi swoją konsekwencją w działaniu w ostatnich miesiącach. Mimo serii porażek na jesieni zakomunikował jednoznacznym tekstem, że nie ma mowy o zwolnieniu trenera Kazimierza Moskala. Nawet gdyby drużyna miała spaść z ligi. Trzymam kciuki za ŁKS, życzę udanych wzmocnień w zimowym oknie transferowym i życzę utrzymania na wiosnę.

I trzecia osoba z krótkiej listy, były prezes Legii Warszawa Bogusław Leśnodorski. Wiele rzeczy, które mówił i robił wcześniej nie podobały mi się, nawet bardzo. Ale nie myślę stereotypami, więc potrafię docenić każdego, jeśli zrobi coś zasługującego na uznanie. A Leśnodorski zrobił. Na początku roku naprawdę mi zaimponował, gdy zdecydował się za darmo pomóc Wiśle Kraków znajdującej się w tragicznej sytuacji.

Nawet gdy jego pomoc prawna miała znaczenie drugorzędne, choć podobno była naprawdę ważna, stanowiła akt wielkiej odwagi w kraju, w którym nienawiść stanowi fundament patrzenia na inne kluby poza tym, któremu się kibicuje. W przypadku Legii i Wisły to wręcz fundament wzajemnej betonowej nienawiści. Mimo tego Leśnodorski poszedł pod prąd, czym zyskał moje uznanie.

W kończącym się roku jego zachowanie stanowiło promyczek nadziei na lepsze życie, w którym nienawiści niestety jest aż w nadmiarze.

▬ ▬ ● ▬