Mniej gadać, więcej grać

Fot. Trafnie.eu

Szkoda, że finały mistrzostw Europy czy świata nie odbywają się co pół roku. Może wtedy lepiej potoczyły by się kariery wielu polskich zawodników.

Kamil Wilczek, bohater mojego niedawnego tekstu, już zdecydował. Rozstaje się ze słoneczną Italią na rzecz mniej atrakcyjnej klimatycznie Danii. Ale dla niego może okazać się wyjątkowo atrakcyjna piłkarsko, ze względu na możliwość regularnej gry w piłkę.

Może, ale czy się okaże? Wilczek ma taką nadzieję. Dlatego zamienił Carpi z Serie A na Brøndby Kopenhaga. Siedzenie na ławie przez ostatnie pół roku przed EURO 2016, raczej na pewno pozbawiłoby go szans na występ w tej imprezie. Liczy więc na zdecydowaną odmianę swego losu i w konsekwencji ponowne powołanie do reprezentacji.

Brøndby to jednak nie drużyna ogórków, w której ktoś będzie brylował tylko dlatego, że w ubiegłym sezonie był królem strzelców Ekstraklasy. Nie sądzę, by ten tytuł na kimkolwiek zrobił w Kopenhadze wrażenie. Trzeba ostro walczyć o swoje na każdym treningu. Jak wszędzie zresztą.

Dla Wilczka niezwykle ważny sprawdzian. Za pół roku okaże się, czy wyczyn z poprzedniego sezonu był szczytem jego kariery, czy tylko wstępem do prawdziwej kariery w europejskiej piłce. Jeśli to pierwsze, niech postara się czym prędzej wrócić do ojczyzny, bo gdzie mu będzie lepiej, niż w Ekstraklasie? Jeśli to drugie (oby!), jest wielce prawdopodobne, że może się załapać do kadry Nawałki.

Poważnym kandydatem do gry na EURO 2016 staje się Piotr Zieliński. Przeczytałem zachwyty na temat jego ostatniego występu przeciwko Milanowi w Serie A. Bardzo mnie to cieszy, bo w 2013 roku strasznie go chwaliłem przy okazji meczu reprezentacji:

„Potrafi przytrzymać piłkę, odegrać ją, przerzucić na drugą stronę boiska. I do tego uderzyć perfekcyjnie z rzutu wolnego, jak z San Marino. Jeśli takiemu smarkaczowi pozwalają w reprezentacji wykonywać wolne pod bramką rywali, najlepiej to świadczy jaką rolę odgrywa już w drużynie”.

Potem wiele razy się zastanawiałem, czy aby za bardzo mnie nie poniosło? Wydawało mi się, że nie, skoro nadal uważałem, że chłopak ma spory potencjał. Niestety dokonywał błędnych wyborów. Dlatego pojawiał się i znikał. Pojawiał głównie w polskich mediach, by wygadywać różne bzdury w stylu:

„Ja do trenera nic nie mam. Jedyny problem jest taki, że nie dostaję od niego szans. Wierzę, że gdyby dał mi grać, to wykorzystałbym ten kredyt zaufania. Mam wystarczający do tego talent i umiejętności”.

Albo:

„Nie wiem, co się dzieje. To dziwne. W poprzednim sezonie wszyscy się mną zachwycali, mówili „nowy Di Natale”, poza tym zagrałem w reprezentacji Polski. Treningi z Lewandowskim czy Błaszczykowskim to wielka sprawa. Dostałem zastrzyk energii, wróciłem do klubu i ława… Boli mnie to, ale przecież się nie załamię”.

I znikał, nie podnosząc się z ławki. Teraz gra. I chce zagrać także na EURO 2016. Nie jest bez szans. Zieliński zmienił klub we wrześniu 2014 roku. Jak widać, wreszcie dokonał dobrego wyboru, decydując się przenieść z Udinese do Empoli. Reszta przyszła sama. W ubiegłym sezonie 21 razy wchodził z ławki, 7 razy wychodził w podstawowym składzie nowego klubu. I zdołał się odbudować po ponad dwóch latach zmarnowanych w Udine. W tym sezonie ma na koncie 19 występów w Serie A, wszystkie w podstawowym składzie!

Dla Zielińskiego i Wilczka dobra rada – mniej gadać (ten drugi też zaliczył kilka „złotych myśli”), więcej grać w klubach na swoją miarę. Grać nie tylko przed EURO 2016. Wtedy na pewno będziecie mieli o czym gadać, niekoniecznie tylko skarżyć się na zły los.

▬ ▬ ● ▬