Musi być on i...

Fot. Federico Guerra Moran/Shutterstock.com

W mocno subiektywnym podsumowaniu kończącego się roku postanowiłem wskazać tych związanych z polską piłką, którzy szczególnie zasłużyli na...

...wyróżnienie, czyli dokonali (pewnie nie tylko) moim zdaniem czegoś wyjątkowego. Albo, biorąc pod uwagę czas świąt, zasłużyli na jakiś prezent pod choinką. Pierwszy na liście MUSI BYĆ Robert Lewandowski. Nie będę wymieniał jego wszystkich pobitych ostatnio rekordów. Chciałbym pochylić się tylko nad jednym, czyli detronizacją Gerda Müllera. Przyznaję, jeszcze niedawno nie wierzyłem, że może zdobyć więcej od niego bramek w Bundeslidze w jednym sezonie (1971/72) - 40. A jednak udało mu się strzelić jedną więcej, prezentując w całym roku niewiarygodną regularność w zdobywaniu goli.

Lewandowski zachował się z klasą pokazując, moment po pobiciu rekordu w spotkaniu z Augsburgiem, przygotowaną na tę okazję specjalną koszulkę z napisem „4ever Gerd”, a schowaną pod tą klubową Bayernu. Oddał hołd dawnemu gwiazdorowi klubu z Monachium, wtedy już ciężko choremu, który niestety niedawno zmarł.

Dla mnie równie ważny w wykonaniu Lewandowskiego był występ podczas rozgrywanego z rocznym poślizgiem Euro 2020. Bywał wcześniej krytykowany za grę w reprezentacji w wielkich imprezach. Po mistrzostwach świata w Rosji w 2018 roku wręcz go skopano jak psa. Trzy zdobyte bramki w trzech meczach tegorocznych mistrzostw Europy, a przede wszystkim poderwanie drużyny do boju w już, jak się wydawało, beznadziejnej sytuacji w ostatnim ze Szwecją, pokazały jakiej klasy jest zawodnikiem. I że niestety nie ma wokół siebie równej klasy zawodników…

Na wyróżnienie zasłużył też właściciel Rakowa Częstochowa Michał Świerczewski. Spokojnie, bez zbędnego rozgłosu zbudował potęgę w krajowej piłce. Na pewno nie ma przesady w tym stwierdzeniu, szczególnie biorąc pod uwagę potencjał Częstochowy w porównaniu z Warszawą, Poznaniem czy Krakowem.

Jak ciągle ów potencjał jest skromny świadczy choćby fakt, że drużyna ponad rok występowała tylko na wyjeździe, czyli mecze w roli gospodarza rozgrywała w Bełchatowie, co nie przeszkodziło jej w ubiegłym sezonie zdobyć wicemistrzostwo i krajowy puchar, zaliczając później na deser całkiem przyzwoity występ w europejskich pucharach! Nie zauważyłem jednak, by Świerczewski, biznesmen z branży informatycznej, wykorzystał specjalnie wspomniane okazje do autopromocji. Tym różni się od niektórych innych właścicieli klubów w Polsce, szczególnie jednego.

Chciałem jeszcze zwrócić uwagę, że postawił w Rakowie na trenera Marka Papszuna, pracującego tam od lat i zaliczającego kolejne awanse. A nie jest to człowiek zawsze łatwy we współżyciu, o czym wiedzą w klubach, które prowadził wcześniej. Świerczewskiemu jednak relacje z nim udaje się na razie układać bez problemu. Teraz czeka go najtrudniejsze zadanie – utrzymanie w klubie Papszuna i utrzymanie Rakowa na poziomie, na który się właśnie wdrapał.

I na koniec Anna Szymańska, która dokonała sztuki na miarę Księgi Guinnessa. W ubiegłym sezonie zdobyła z Czarnymi Sosnowiec mistrzostwo Polski oraz krajowy puchar, występując w finale tych drugich rozgrywek PO RAZ CZTERNASTY Z RZĘDU!!! To nie żart, kto nie wierzy, niech sam sprawdzi. Czternaście razy z różnymi klubami, bez żadnej przerwy, sezon po sezonie, w finale Pucharu Polski...

Niestety dziewuchy ganiające za piłką ciągle mają u nas pod górkę. Dlatego o wyczynie Szymańskiej prawie nikt poza mną nie wspominał, co trochę dziwi, bo jej historia jest wręcz wymarzonym tematem dla mediów. Gdyby podobnej sztuki dokonał jakiś zawodnik, przez internet przetoczyła by się najpewniej cała fala artykułów na jego temat, w których prześwietleni zostaliby wszyscy znajomi delikwenta oraz członkowie jego rodziny do pradziadków włącznie.

Rodzime media wolą raczej kolejny raz pisać o nowych elementach garderoby czy fryzurach żon piłkarzy, niż o ambitnych dziewuchach, które same coraz lepiej kopią piłkę.

▬ ▬ ● ▬