Opowieści sandałowe

Trener Cracovii Michał Probierz w piątek po raz czterechsetny poprowadził drużynę w Ekstraklasie i wygrał 2:0 z Pogonią. A wcześniej udzielił wywiadu.

Probierz wiele razy mnie irytował, nawet bardzo. Choćby w przypadku pamiętnego meczu z Legią, jeszcze jako trener Jagiellonii Białystok, gdy zadeklarował, że po powrocie do domu „pier…. sobie whisky”.

Staram się jednak nie nastawiać negatywnie do kogokolwiek i znajdować w wypowiedziach każdego coś logicznego, wartego zacytowania. I właśnie znalazłem u Probierza, choć nawet we wspomnianym na wstępie wywiadzie zdążył mnie znów zirytować, mówiąc o meczach w Lidze Europejskiej ze słowackim zespołem DAC Dunajska Streda, które zakończyły się odpadnięciem Cracovii (za: przegladsportowy.pl):

„W jednym i drugim byliśmy lepsi. I to nie dzięki stałym fragmentom gry, a piłkarsko. W obu mieliśmy z pięć sytuacji stuprocentowych. Ale odpadliśmy. To jest najważniejsze w piłce. Zawiedliśmy sami siebie, jeśli chodzi o wynik”.

Właśnie, co jest najważniejsze w piłce? Zawsze wygrywa (awansuje) lepszy! Nawet jak się doczołga do końca meczu, ale po drodze zapewni sobie korzystny wynik. Nawet jak od patrzenia na jego grę rozbolą zęby. Kto tego nie rozumie, nie rozumie istoty futbolu, ponieważ nikt nigdy nie dawał gwarancji, że zawsze będzie sprawiedliwie.

Ale zostawmy ten wątek i zajmijmy się dwoma fragmentami wywiadu Probierza dla mnie najbardziej interesującymi. W pierwszym rozprawił się bezwzględnie z biciem piany, czyli tworzeniem mitów na temat pracy trenerów, niestety często przez nich samych:

„Śmieszyły mnie wszystkie komentarze dotyczące filozofii klubów, jakie wtedy padały. To pic na wodę. Gdy słyszę te wszystkie opowieści sandałowe, tylko się z nich śmieję. Te wszystkie teksty o trenerach, którzy pracują tyle i tyle godzin. A inni trenerzy nie pracują? Wszyscy pracują tyle, ile są potrzebni w danych zespołach. Fenomenalny wywiad dał kiedyś trener Dujszebajew. Mówił, że musi się wyspać po czternaście godzin. Nie wyobrażam sobie trenera, który pracuje dwadzieścia godzin, bo nigdy nie będzie miał chłodnej głowy i dystansu. Albo opowieści, że ktoś tylko ogląda mecze. W którymś momencie by zwariował. Albo nie wykonał pracy, którą ma wykonać. Zawsze jest coś kosztem czegoś. Obejrzysz mecz Ligi Mistrzów, albo obejrzysz swój mecz. Nie da się obejrzeć wszystkiego”.

Nic dodać, nic ująć. I drugi fragment, w którym znów pojawia się ulubione (tak wnioskuję) określenie Probierza:

„My ciągle myślimy, że jesteśmy pępkiem świata. Kto w Polsce ma bazę za piętnaście milionów euro z dziesięcioma boiskami? Nikt. My tylko potrafimy snuć opowieści sandałowe”.

Trudno zliczyć ile razy zastanawiałem się na jakiej podstawie oczekiwania wobec polskiej piłki są tak wielkie. Przecież ciągle jesteśmy piłkarską prowincją, a biorąc pod uwagę wyniki w europejskich pucharach, wręcz dnem, od którego bez większych przeszkód odbija się większość rywali.

Jak długo można opowiadać o pięknych stadionach i oczekiwać, że dzięki nim polska piłka automatycznie awansuje do światowej czołówki? Czy naprawdę niektórym się wydaje, że stadiony w ostatnich latach budowano tylko nad Wisłą? Inni z pewnością nie mają ich aż tyle, ale też mają. Mogę zapewnić, że byłem na kilku (choćby Slavia Praga czy Spartak Trnava) i niczym się od naszych nie różnią.

Może też pora zauważyć, co zauważył Probierz, że wciąż jesteśmy na szarym końcu, jeśli chodzi warunki do treningu. A prawdziwa baza treningowa, to ciągle marzenie, jak przed dziesięcioma laty marzeniem był prawdziwy piłkarski stadion.

I jeszcze bajki o zdolnej młodzieży. Czy ich autorzy naprawdę uważają, że w innych krajach, nawet biedniejszych od Polski, nikt nikogo nie szkoli, nie ma tam żadnych utalentowanych dzieciaków? Może więc warto zacząć wreszcie kojarzyć fakty zamiast opowiadać kolejne bzdury czy, jak mówi Probierz – patrz tytuł.

▬ ▬ ● ▬