Posprzątać musi już ktoś inny

Fot. Trafnie.eu

Wydarzenia na wschodzie Ukrainy rodzą pytania o marcowy mecz Polaków w Moskwie. Niektórzy szybko znaleźli proste rozwiązania, chyba za proste.

Uznanie przez Rosję niepodległości dwóch samozwańczych republik na wschodzie Ukrainy, połączone z wkroczeniem jej wojsk na wspomniane terytoria, pozostaje głównym tematem światowych mediów. A mówimy przecież o kraju, w którego stolicy za miesiąc reprezentacja Polski ma zagrać baraż o awans do finałów mistrzostw świata! Jak ta napięta sytuacja może wpłynąć na wspomniany mecz? Właściwie już wpływa, skoro w mediach pojawiło się mnóstwo tekstów na ten temat.

Jedni zaproponowali gotowe scenariusze do realizacji. Drudzy przedstawili te, które są dla nich trudne do wyobrażenia. Ja za wiele już przeżyłem, za dużo w piłce widziałem, żebym nie potrafił sobie jakiegokolwiek wyobrazić. Dlatego dziwi mnie trochę ten brak wyobraźni u niektórych moich rodaków, a może nawet dziecinna naiwność w postrzeganiu drapieżnego świata. Łatwo w kilku zdaniach przedstawić jedynie słuszną teorię. Znacznie trudniej odpowiedzieć na szereg kłopotliwych pytań z nią związanych.

Nigdy nie jest dobrze dla piłki, gdy wkracza w nią polityka. A we wspomniany baraż właśnie wkroczyła. Minister sportu Kamil Bortniczuk stwierdził (za: wp.pl):

„Wystosuję wniosek do FIFA o przeniesienie barażu z Rosją na teren neutralny. Nasi dyplomaci, na czele z prezydentem Andrzejem Dudą i premierem Mateuszem Morawieckim zobowiązali się, że w rozmowach o katalogu sankcji na forum międzynarodowym będą podnosić również temat sankcji w obszarze sportu”.

Prezes PZPN Cezary Kulesza potwierdził, że w tej sprawie spotkał się już z premierem (za: wp.pl):

„My skupiamy się na sporcie, na naszej robocie. Zależy nam na tym, aby piłkarze przygotowywali się do tego kluczowego dla nas meczu w normalnych warunkach. Jednocześnie musimy zadbać o bezpieczeństwo drużyny i całej naszej delegacji, która miałaby polecieć do Moskwy”.

Wcześniej PZPN wydał komunikat:

„W związku z napiętą sytuacją polityczną na terenie Ukrainy i Federacji Rosyjskiej, a także możliwej dalszej eskalacji i rozpoczęcia konfliktu zbrojnego, Polski Związek Piłki Nożnej zwrócił się do FIFA o pilne wyjaśnienie kwestii związanych z organizacją meczu baraży mistrzostw świata Rosja - Polska, zaplanowanego na 24 marca 2022 roku w Moskwie”.

Nie liczyłbym za bardzo, że FIFA zdecyduje się na jakieś radykalne decyzje wobec Rosji. Nie zdecyduje się na żadną, jeśli nie będzie naprawdę do tego zmuszona. Jedynym czynnikiem może być wyłącznie ten, który, mam szczerą nadzieję, nie zostanie spełniony, czyli krwawa wojna. 

Nie zapominajmy, że Rosja w światowej piłce to też wielkie pieniądze. Jednym z głównych sponsorów Ligi Mistrzów jest firma Gazprom. Finał tych rozgrywek był w bieżącym sezonie planowany w Sankt Petersburgu (choć dziś już nie wiadomo, czy nie zostanie przeniesiony do innego kraju) na stadionie, którego oficjalna nazwa brzmi – Gazprom Arena. Nie bądźmy więc naiwni - stoją za tym wielkie pieniądze, z których nikt na pewno nie zechce łatwo zrezygnować, jeśli nie będzie naprawdę musiał. Tak samo, jeśli ktoś nie musi, nie zastanawia się skąd Roman Abramowicz wziął pieniądze, za które zbudował potęgę Chelsea. 

W rodzimych mediach można znaleźć sporo głosów namawiających otwarcie do bojkotu meczu z Rosją. Niektórzy sobie nie wyobrażają, że można go rozegrać. Jeśli Polska miałaby sama na taki bojkot się zdecydować, mógłby ją sporo kosztować. Oczywiście w kategoriach czysto sportowych, czyli po pewnym walkowerze odpadnięcie z rywalizacji o awans do finałów mistrzostw świata. Ale także finansowych, spowodowanych utratą potencjalnych zysków wynikających z udziału w tej rywalizacji.

Na razie trudno o wyciągnięcie jakichkolwiek wniosków, bo sytuacja jest mocno rozwojowa i każdy dzień może przynieść mnóstwo zmian. Dlatego pokuszę się o refleksje zupełnie innego rodzaju, na które absolutnie nikt nie zwraca na razie uwagi.

Bo chyba warto zapytać, gdzie jest ten, który zafundował nam całe zamieszanie? Gdzie genialny trener, któremu tak bardzo zależało na przyszłości polskiej reprezentacji, że w ostatnim meczu grupowym postanowił wysłać do boju słabszych piłkarzy, by zdobywali bezcenne doświadczenie. I tak nawywijał, że zamiast grać w barażach pierwszy mecz u siebie, gramy na wyjeździe, na nieszczęście z reprezentacją kraju, który zaczął się szykować do wojny.

Paulo Sousa, bo oczywiście o nim mowa, chwilę po swoim beznadziejnym popisie zdezerterował, a my musimy teraz skosztować pasztet, który po sobie zostawił. A były prezes PZPN, który na nasze nieszczęście go zatrudniał („Zibi top”), znów pływa w mediach jakby nic się nie stało, wyjaśniając (za: interia.pl):

„To nie działa tak, że my zbojkotujemy baraż, a FIFA przyzna nam rację. Nie bądźmy dziećmi. Mamy prawo do swojej oceny sytuacji, ale nie my podejmiemy decyzję w sprawie barażu. Trzeba się szykować do meczu. Sytuacja na granicy rosyjsko-ukraińskiej może zmieniać się co pięć minut. Dziś nikt nie jest w stanie przewidzieć co się wydarzy”.

Posprzątać musi już ktoś inny. Mogę tylko współczuć Cezaremu Kulesza, bo chyba nie przypuszczał w najczarniejszych snach, że będzie miał tak koszmarny początek kadencji w roli szefa PZPN. Najpierw brazylijska telenowela z Sousą, teraz problem z barażem...

▬ ▬ ● ▬